Już od blisko miesiąca londyńskie notowania ropy naftowej utrzymują się powyżej progu 65 USD za baryłkę. Jednakże nie pną się już, jak w poprzednich dwóch miesiącach. Wczoraj za baryłkę gatunku Brent płacono w Londynie po 68 USD, o kilkadziesiąt centów więcej niż we wtorek. Rynek czekał przede wszystkim na publikację danych Departamentu Energii USA o poziomie amerykańskich zapasów ropy i jej pochodnych w minionym tygodniu. Wcześniej ruchy cen ropy w górę wywoływały informacje o spadających zapasach benzyny. Obniżają się one już od 12 tygodni. W zeszłym spadły o 2,79 baryłek przeliczeniowych, znacznie bardziej od 500 tys. oczekiwanych przez ekonomistów - wynika z wczorajszych danych. Produkcję w USA, ze względu na awarie, musiały zmniejszyć m.in. rafinerie koncernów ConocoPhilips i BP. Amerykanie oczekują, że w te wakacje benzyna na stacjach po raz kolejny może zdrożeć powyżej 3 USD za galon. Przez ostatni miesiąc średnie ceny przy dystrybutorach podskoczyły o 11 proc. i osiągnęły 2,86 USD. Napięta sytuacja na rynku benzyny jest głównym czynnikiem, który może zaważyć na notowaniach ropy. Pewne obawy dotyczą też Nigerii, największego producenta ropy w Afryce, której mieszkańcy wybierali w ostatnią sobotę prezydenta. Zdaniem niezależnych obserwatorów, wybory zostały sfałszowane. Wpłynęło to na zamieszki w kraju, ale dotąd nie przełożyło się na naruszenie ciągłości dostaw ropy. Ataki rebeliantów na instalacje naftowe w Nigerii w ciągu ostatniego roku spowodowały spadek lokalnej produkcji surowca o ok. jednej czwartej.