Symptomy euforii na giełdzie stają się coraz wyraźniejsze

Podczas poniedziałkowej sesji 23 kwietnia obroty spółkami z indeksu sWIG80 wyniosły 90 proc. obrotów zanotowanych w przypadku firm z WIG20. To kolejny element wskazujący na coraz bardziej spekulacyjny charakter zwyżki na giełdzie

Aktualizacja: 22.02.2017 02:55 Publikacja: 30.04.2007 10:05

Na pierwszej sesji tygodnia obroty akcjami małych przedsiębiorstw, składających się na sWIG80, sięgnęły 659 mln zł, podczas gdy dla spółek z WIG20 było to 733 mln zł. Bardziej aktywnie niż walorami blue chips handlowano papierami firm z mWIG40. Obroty w tym ostatnim przypadku sięgnęły 778 mln zł.

Rosną obroty

i liczba transakcji

Sytuacja z poniedziałkowej sesji nie mogła zaskakiwać. Jest potwierdzeniem zjawiska obserwowanego w poprzednich tygodniach. Gwałtownie rosło zainteresowanie inwestorów mniejszymi spółkami. Jeszcze w tygodniu od 12 do 16 marca obroty walorami z sWIG80 wynosiły średnio 252 mln zł. W ostatnim tygodniu marca było to już przeciętnie 339 mln zł, czyli o jedną trzecią więcej. W kolejnych dniach handel tą grupą papierów jeszcze bardziej się wzmógł - w pierwszym tygodniu kwietnia średnie obroty były na poziomie 431 mln zł. Stanowiło to 52,4 proc. obrotów spółkami z WIG20. W tygodniu zakończonym 20 kwietnia sięgnęły natomiast 471 mln zł.

Tak znaczący wzrost aktywności inwestorów w segmencie małych spółek jest niep0kojący. Po pierwsze, należą one do najmniej atrakcyjnie wycenionych na naszym parkiecie. Po drugie, większym obrotom towarzyszyło istotne zwiększenie się liczby transakcji. W połowie marca w segmencie małych firm zawierano ich przeciętnie 17,6 tys. W tygodniu między 19 i 23 marca było ich już 24,8 tys. W kolejnych tygodniach liczba przekraczała 25 tys., a w tygodniu zakończonym 20 kwietnia wyniosła aż 29,2 tys.

Nie oznacza to jednak, że do gry włączają się coraz mniejsi inwestorzy. Średnia wartość transakcji w tygodniu zakończonym 20 kwietnia wyniosła ponad 8,1 tys. zł, wobec 7,5 tys. zł tydzień wcześniej i 6,7 tys. zł w ostatnim tygodniu marca. Taka sytuacja sugeruje raczej, że inwestorzy coraz krócej trzymają walory małych spółek w portfelach. A to oznacza, że decyzje podejmowane w oparciu o czynniki fundamentalne zastąpiła spekulacja na dużą skalę.

To zły znak dla koniunktury giełdowej. Takie sytuacje zdarzają się w końcowych fazach hossy. Inwestorzy zaczynają mieć świadomość, że kupują przewartościowane papiery, ale żądza szybkich i wysokich zysków skłania do podejmowania coraz większego ryzyka. Mając tego świadomość nie zwlekają z realizowaniem zysków. To skutkuje zwiększoną liczbą transakcji.

Zjawisko narasta

Nie jest to jedyny przejaw narastającej w ostatnich tygodniach na giełdzie spekulacji. O coraz mniejszych wymaganiach fundamentalnych świadczy odsetek spółek, których kursy idą w górę na poszczególnych sesjach. W początkach kwietnia 4-tygodniowa średnia wyniosła 58 proc. Ostatnio tak wysoko była 12 lat temu. Zbliżone wartości osiągała w lutym 1996 r., w styczniu 1997 r., lutym 1998 r. i na koniec grudnia 1999 r.

Jedynie w początkach 1996 r. było to zapowiedzią korzystnej koniunktury. Wtedy jednak giełda była w trakcie wychodzenia z głębokiej bessy. W pozostałych przypadkach taka sytuacja występowała po mniejszym lub większym wzroście i przestrzegała w najlepszym wypadku przed wyhamowaniem zwyżki (1997 r.), a w najgorszym przed nadejściem złej koniunktury (1998 r. i 2000 r.)

Kolejnymi przykładami na coraz mniejszą racjonalność decyzji inwestorów są notowania przedsiębiorstw związanych z rynkiem nieruchomości. Marzec upływał pod znakiem żywiołowych reakcji na wszelkie wiadomości związane z projektami deweloperskimi. Bezkrytycznie były przyjmowane wszelkie plany związane z aktywnością w tej dziedzinie. W skrajnym przypadku wystarczyła informacja, że spółka rezygnuje ze sprzedaży nieruchomości i rozgląda się za partnerem do biznesu deweloperskiego (I&B System).Ostatnie dni to gorączka zakupów akcji spółek budowlanych. Powód? Przyznanie Polsce prawa współorganizacji Euro 2012. Nie ma znaczenia, że same firmy przyznają się, że nie mają doświadczeń z budową stadionów, że sama impreza oznacza jedynie gwarancje wykonania określonych prac z zakresu infrastruktury, ale nie oznacza istotnego poszerzenia planów w tym zakresie, że problemem spółek budowlanych nie jest pozyskiwanie nowych kontraktów, a raczej znalezienie odpowiednich mocy wytwórczych pozwalających w jak największym stopniu skorzystać z boomu.

Inną grupą firm, które weszły w orbitę zainteresowań inwestorów, są przedsiębiorstwa o wątpliwej kondycji finansowej czy też w niewielkim stopniu korzystające z panującej przez ostatnie cztery lata hossy. Tutaj podłożem jest z jednej strony coraz większy optymizm dotyczący tego, że sprzyjająca koniunktura gospodarcza pozwoli na realizację praktycznie każdego pomysłu biznesowego nawet tym, którym w przeszłości nie bardzo się to udawało. Z drugiej, inwestorzy widząc coraz wyższe wyceny dotychczasowych liderów hossy coraz chętniej poszukują obiektów inwestycji wśród tych firm, które wyglądają atrakcyjnie już przez sam fakt, że ich kursy wzrosły w niewielkim stopniu. Jako przykład można podać papiery Ceramiki Nowa Gala, Polcoloritu, Agory, Hygieniki, JC Auto, Groclinu i wielu innych. Czy w tych spółkach zmieniło się aż tak wiele przez ostatnie miesiące?

Ignorowanie gorszych

wiadomości

Symptomatyczna była również reakcja na wyniki Banku Millennium. Mimo że gorsze od spodziewanych, przyczyniły się do wyraźnej zwyżki notowań. Inwestorzy skupili się na tym, że biznes rozwijał się lepiej niż przypuszczano. W trakcie jednej sesji kurs wzrósł o tyle, ile podniósł się zysk na akcję banku.

Charakterystyczna jest utrzymująca się od początku kwietnia wysoka korelacja naszej giełdy z rynkiem europejskim. W przypadku indeksów WIG i DJ Stoxx 50 sięga w ostatnich 4 tygodniach 0,96 (1 to całkowite uzależnienie jednej zmiennej od drugiej). Tak silna zbieżność notowań nie zdarza się często. Zbliżony poziom występował pod koniec października 2006 r., w połowie czerwca 2006 r., w końcu grudnia 2003 r., czy na początku lipca 2001 r. W trakcie obecnej hossy praktycznie we wszystkich przypadkach taka sytuacja miała miejsce, gdy rynki wychodziły na prostą po głębszych przecenach. Teraz ma to miejsce po długim okresie dobrej koniunktury. Co prawda, na przełomie lutego i marca nastąpiła wyraźna zniżka, ale miała znacznie mniejsze rozmiary niż wcześniejsze korekty z jesieni 2003 r. oraz wiosny 2005 r. i 2006 r.

To można traktować jako oznakę coraz większego znaczenia indywidualnych inwestorów na parkiecie. Dla nich zachowanie zagranicznych rynków jest najłatwiejszym punktem odniesienia dla oceny koniunktury na parkiecie w Warszawie. Równocześnie wskazuje to na spekulacyjny charakter zwyżki, bo w coraz większym stopniu jedynym uzasadnieniem dla kupna akcji staje się dobra atmosfera na rynkach światowych, a nie atrakcyjne wyceny naszych przedsiębiorstw.

Euforia towarzysząca zakupom akcji jest poważnym sygnałem ostrzegającym przed zbliżaniem się hossy ku końcowi. Racjonalizm przy podejmowaniu decyzji jest wtedy zastępowany przez emocje. Objawy euforycznych zachowań w ostatnich czterech latach hossy występowały już kilkakrotnie. Nigdy jednak nie utrzymywały się tak długo jak teraz. Nie było ich również tyle co teraz. To może wskazywać, że nasz rynek zbliża się jednak do przesilenia, które zaowocuje pogorszeniem koniunktury na dłużej.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego