Skrócony tydzień notowań zakończyliśmy wyznaczeniem kolejnych rekordów hossy. Wcześniej podaży nie udało się przełamać
poziomu dołka wyznaczonego przed dwoma tygodniami.
Fiasko niedźwiedzi
w okolicy wsparcia sprawiło, że teraz popyt spróbował swych sił i, jak widać, skutecznie. Mamy za sobą kolejną próbę podniesienia cen, która nie różni się jednak swoim przebiegiem od poprzednich. To sprawia, że niewiele z tej akcji kupujących wynika. Popyt po raz kolejny był na tyle sprawny, by wyznaczyć kolejne rekordy. Problem w tym, że różnią się one od poprzednich ledwie o kilka punktów (1 pkt w przypadku rynku kontraktów). Widać wyraźnie, że tak naprawdę nie ma się czym zachwycać. Tym bardziej że cały ten wzrost w ostatnich dniach należy odbierać z rezerwą. W końcu mieliśmy długi weekend i wielu graczy nie było aktywnych na rynku. Wrócą do gry od poniedziałku i wtedy przekonamy się, gdzie faktycznie się znajdujemy. Akurat teraz przewagę miał popyt, co nie znaczy, że nastroje na rynku sprzyjają większej zwyżce cen. Wczoraj miała miejsce publikacja raportu
o stanie rynku pracy w USA.