Poniedziałkowa spadająca gwiazda na wykresie WIG20 i objęcie bessy w przypadku mWIG40 okazały się trafnymi sygnałami pogorszenia nastrojów. Wczoraj indeks blue chips osuwał się od samego rana, a ostatnia godzina przyniosła już wysyp zleceń sprzedaży. Jedna sesja wystarczyła, by w niepamięć odeszła większość zwyżki z "długiego weekendu". Podczas gdy jeszcze w piątek WIG20 notował historyczne maksimum, to wczoraj znalazł się zaledwie 0,9 proc. od dołka z końca kwietnia na poziomie 3568 pkt. Jeśli go przebije, znajdzie się najniżej od trzech tygodni.

Zagrożeń cały czas nie brakuje. Nerwowa jest choćby sytuacja na rynku miedzi, której notowania niedawno zbliżyły się do ubiegłorocznego szczytu. Wygląda na to, że opór ten już zaczyna skłaniać inwestorów do realizacji zysków, tym bardziej że pojawiają się coraz bardziej sceptyczne prognozy dla tego rynku mówiące o nadwyżce podaży. Dlatego wczorajszy silny spadek kursu KGHM może być czymś więcej niż tylko efektem zakończenia strajku w kopalni miedzi w Peru.

Pogorszenie nastrojów nie jest całkowitym zaskoczeniem. Już w końcu kwietnia pisaliśmy, że ówczesna zwyżka jest ze statystycznego punktu widzenia zbyt szybka. Analiza zachowania WIG20 po podobnych falach wzrostowych w ostatnich latach wskazywała, że kolejne tygodnie przyniosą raczej niewielki spadek niż dalszą zwyżkę. Z tego punktu widzenia obecna korekta nie jest ani zaskoczeniem, ani z drugiej też strony czymś szczególnie niepokojącym. Można ją bowiem interpretować jako przystanek na drodze do dalszych zwyżek.

Zresztą przed wysnuwaniem daleko idących wniosków przestrzega na razie analiza techniczna. Do czasu przebicia wspomnianego dołka z 26 kwietnia (3568 pkt) nie można przesądzać, że trend spadkowy nabierze tempa, a zasada "sell in May and go away" będzie obowiązywać również i w tym roku. Właściwie to w ogóle nie można jeszcze mówić o trendzie spadkowym. W średnim terminie mamy do czynienia raczej z tendencją boczną. WIG20 ma obecnie wartość równą mniej więcej średniej z wahań z ostatnich 3-4 tygodni.