Dyskusja nad zmianami w systemie podatkowym trwa. Jeżeli obciążenia fiskalne zostałyby obniżone do poziomu zaproponowanego kilka dni temu przez Vladimira Tlustego, wiceprzewodniczącego rządzącej partii ODS, roczne wpływy do czeskiego budżetu spadłyby o 139 mld koron (5 mld euro), wynika z kalkulacji przedstawionych wczoraj przez ministerstwo finansów.
Tlusty, który był szefem tego resortu w pierwszym rządzie Mirka Topolanka (lato ubiegłego roku), chce, by stawki CIT i PIT spadły do 12 proc. (obecnie firmy płacą fiskusowi 24 proc. od swoich dochodów, a osoby fizyczne rozliczają się według progów ustalonych na poziomie 12, 19, 25 i 32 proc.). Proponuje również, by VAT obniżyć z obecnych 19 do 17 proc.
Ministerstwo finansów twierdzi, że państwo najwięcej straciłoby na redukcji podatku dochodowego od przedsiębiorstw - 80 mld koron. Wprowadzenie liniowego PIT-u ze stawką na tak niskim poziomie oznaczałoby zmniejszenie wpływów budżetowych o 25 mld koron, a cięcie podatku od wartości dodanej, o kolejne 23 mld koron. Tlusty twierdzi, że te rachunki to nonsens. Jego zdaniem, kondycja fiskusa wcale nie pogorszy się, gdyż wzrośnie baza i podatki będą naliczane od wyższych kwot.
Mirek Topolanek, premier Czech, też chce ciąć podatki, jednak nie aż tak bardzo, jak jego partyjny kolega. Zgodnie z przedstawionym miesiąc temu projektem, osoby fizyczne miałyby płacić od 2008 r. podatek liniowy w wysokości 15 proc., a podatek od firm spadłby od 2010 r. do 19 procent. Preferencyjna stawka VAT poszłaby w górę z 5 do 9 proc. (podstawowa pozostałaby na dotychczasowym poziomie).
Topolanek stara się przekonać Tlustego, by poparł projekt rządu. Jeżeli były minister finansów nie ulegnie premierowi, to projekt rządu przepadnie w parlamencie. W czeskiej 200- -osobowej izbie niższej opozycja ma bowiem dokładnie tyle samo miejsc co koalicja rządząca. Każdy głos jest więc na wagę złota. Co więcej, propozycję Tlustego popiera jeszcze kilku parlamentarzystów.