Przed tygodniem wartość wskaźnika Wigometr spadła do -60 pkt. Wśród uczestników tej ankiety 60 proc. oczekiwało spadku indeksu dużych spółek w tym tygodniu. Nikt natomiast nie zakładał wzrostów. W przypadku tak silnej dysproporcji pomiędzy niedźwiedziami a bykami, kontrariańska interpretacja kazała oczekiwać realizacji każdego scenariusza, tylko nie tego zakładanego przez większość. Okazało się, że większość miała rację (WIG20 stracił 1,9 proc.). Jednak tylko połowiczną. Dlaczego? Otóż, w założeniu twórców Wigometru, a więc i typujących, indeks pozostał "bez zmian". Znalazł się bowiem w przedziale +/-1,5 proc., wyznaczonym nie przez zamknięcie z poprzedniego piątku (3697,38 pkt), ale z poprzedniego czwartku (3611,55 pkt). Dlatego wciąż można uznawać kontrariańską interpretację Wigometru za stosunkowo sprawdzającą się. Mijający tydzień upłynął po znakiem spadków, których głównym źródłem był strach przed korektą w USA. W następnym tygodniu i tygodniach, od zachowania głównych amerykańskich indeksów nadal będzie w głównej mierze zależała koniunktura na GPW. Początek tygodnia powinien jednak przynieść wzrosty. Można oczekiwać, że nawet w przypadku dalszych spadków za oceanem, zapoczątkowane w czasie piątkowej sesji odbicie na GPW może być kontynuowane. Inwestorzy, tak jak w ostatnich dniach starali się wyprzedzić korektę na Wall Street, tak w poniedziałek i przez większość wtorkowej sesji mogą starać się wyprzedzić ewentualne jej zakończenie. Dlaczego wtorkowa sesja została podzielona? Z uwagi na publikowane wtedy kwietniowe dane o inflacji CPI w USA. To jeden z nielicznych raportów, który mógłby sprowokować nieco większą wyprzedaż akcji.
Zniżka WIG20 sprawiła, że na wykresie pojawiło się kilka sygnałów sprzedaży (głównie na wskaźnikach). Są one jednak na tyle słabe, że spokojnie można je zignorować. Poważnym ostrzeżeniem będzie dopiero spadek indeksu poniżej marcowej luki hossy 3402,15-3441,93 pkt.
Wówczas, na gruncie analizy
technicznej, uzasadnione będzie oczekiwanie na test
3100-3150 pkt.