Dzień rozpoczęliśmy w kiepskich nastrojach. Winą za to obarczyć należało słabe dane o sprzedaży detalicznych sieci handlowych, które podcięły skrzydła amerykańskim indeksom. W efekcie już od rana spadała także wartość złotego. Przecena w USA oraz rodzimej waluty musiała znaleźć odzwierciedlenie w wycenie na rynku akcji. Zarówno kontrakty, jak i pół godziny później indeks zaczęły sesję spadkiem, co spowodowało pojawienie się na wykresie luki bessy.

Po słabym otwarciu po kilku chwilach kursy pogłębiły przecenę. Tym samym oddalaliśmy się od poziomu wsparcia, który dzień wcześniej został naruszony. Ten poranny spadek sprawił, że o naruszeniu nie mogło być już mowy, ale jego pokonaniu. W takiej sytuacji można było z czystym sumieniem pozbyć się długich pozycji i oczekiwać na ewentualne sygnały potwierdzające słabość rynku bądź sygnał powrotu do wzrostów.

Tym pierwszym byłby spadek cen w okolice luki hossy na poziomie 3400 pkt. Zamknięcie tej luki byłoby poważniejszym sygnałem, który mógłby oznaczać możliwość wystąpienia spadków w przynajmniej średnim terminie. Sygnałem do powrotu do wzrostu mógłby być powrót cen ponad poziom wspomnianego wsparcia. Najlepiej poprzedzony jakąś formacją wyznaczającą poziom wsparcia. Faktycznie, końcówka sesji to ni mniej, ni więcej, ale właśnie wzrost nad poziom wsparcia. Problem jedynie w tym, że nie został on poprzedzony formacją odwrotu, co zdecydowanie utrudniło działania. Wzrostową końcówką sesji początkowa słabość została zanegowana. Po raz kolejny dała o sobie znać zasada ostrożności w związku z panującym dotychczas trendem. Gra na spadek w takiej chwili to zbyt duże ryzyko. Na razie pozycją domyślną jest pozycja długa bądź (w zależności od szybkości działania i długości horyzontu inwestycyjnego) pozostanie poza rynkiem.

Złoty także poprawił poziom swoich notowań. Miało być to skutkiem mniejszej inflacji w USA. Tę mniejszą inflację ma sygnalizować brak wzrostu cen produkcji sprzedanej. Moim zdaniem, to trochę naciągane, bo wskaźnik PPI jest chyba najmniej wiarygodną miarą wzrostu cen. Tym bardziej że nie wszystkie zmiany cen produkcji muszą przekładać się na zmiany cen dóbr konsumpcyjnych. Bardziej istotne wydają się być dane dotyczące sprzedaży detalicznej, bo konsekwencje jej słabości mogą mieć znacznie większą skalę.