Jak przebiegały same rozmowy plenarne w sanatorium w Wołżskim Utiosie, oczywiście nie wiadomo, ale o ich wynikach Władimir Putin, Angela Merkel i Jose Barroso poinformowali na konferencji prasowej. Była ona transmitowana przez rosyjską telewizję, tak więc gospodarz przemawiał przede wszystkim do swojego narodu, a nie społeczności międzynarodowej reprezentowanej przez licznych dziennikarzy.
Brak swobód obywatelskich
Dlatego, gdy kanclerz Merkel z ponurą miną wyraziła oburzenie, że osobom chcącym demonstrować w Samarze uniemożliwiono opuszczenie Moskwy - milicja zatrzymała tam na lotnisku m.in. szachowego mistrza Garriego Kasparowa - Putin oskarżył Estonię i Łotwę o łamanie praw mieszkających tam Rosjan. Na to szef Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso oświadczył, że demokracja i rządy prawa są dla Unii świętymi wartościami i wyraził przekonanie, iż pełne przestrzeganie tych zasad przez wszystkie państwa europejskie - a Rosja jest państwem europejskim - jest bardzo ważne.
Putin oświadczył w związku z tym, że rosyjski rząd nie boi się protestów, ale muszą się one odbywać zgodnie z prawem. - Wszyscy, którzy chcą przeprowadzić demonstrację, zgodnie z prawem mają taką możliwość, ale niektórzy wolą prowokować siły porządkowe do użycia siły, te zaś adekwatnie reagują - oznajmił. Dodał, że uczestnicy protestów są też zatrzymywani w innych krajach, na przykład w Niemczech.
Jeśli przebieg rozmów plenarnych był taki sam, jak konferencji prasowej, to nic dziwnego, że nie osiągnięto porozumienia w żadnej sprawie. A kanclerz Merkel nie kryła nadziei, że właśnie w czasie prezydencji niemieckiej uda się rozwiązać wiele kwestii spornych - pogarszające się relacje Rosji z krajami wschodnioeuropejskimi, coraz większe różnice odnośnie do przyszłości Kosowa czy wreszcie napięcie powstałe wokół amerykańskich planów zbudowania tarczy rakietowej w Polsce i Czechach.