Bezpośrednią przyczyną drożenia ropy w tym tygodniu jest zagrożenie dostaw tego surowca z Nigerii. Wcześniej giełdy reagowały zwyżką cen na porwania obcokrajowców pracujących w tamtejszych rafineriach lub na zajmowanie terenów naftowych przez rebeliantów. Były to zazwyczaj krótkotrwałe incydenty i po ustaniu tych przyczyn cena ropy wracała do wcześniejszego poziomu. Teraz sytuacja wydaje się bardziej skomplikowana, bo strajkiem generalnym grożą pracownicy państwowego koncernu Nigerian National Petroleum Co., protestujący przeciwko prywatyzacji rafinerii. Może to wpłynąć na spadek dostaw także od zagranicznych firm wydobywających ropę w Nigerii, takich jak Total czy Shell. Nigeria jest największym producentem ropy w Afryce i należy do OPEC.
OPEC nie zwiększy podaży
Minister energii innego kraju członkowskiego tej organizacji, Chakib Khelil z Algierii, powiedział wczoraj reporterom, że OPEC nie zamierza odpowiadać na wezwania konsumentów i zwiększać wydobycia ropy, bo rynek jest dobrze zaopatrzony. Ostatnie zwyżki cen wytłumaczył właśnie zakłóceniami dostaw z Nigerii i przedłużającymi się remontami amerykańskich rafinerii. Oczywiście nie są to przyczyny wystarczające do wyjaśnienia wzrostu ceny ropy w tym roku o 18 proc.
Coraz większy popyt
Ropa, tak jak inne surowce, drożeje przede wszystkim dlatego, że wraz z szybkim rozwojem światowej gospodarki rośnie popyt, przede wszystkim w Chinach, a ostatnio także w Indiach. Podaży w tej branży nie da się zwiększyć tak szybko ze wględów czysto technologicznych, ale także dlatego, że ich zasoby są przecież ograniczone i producentom wcale nie zależy, by sprzedawać surowce po niższych cenach.