Czeski rząd przyjął i przekazał do parlamentu projekt reformy finansów publicznych, która ma m.in. poprawić sytuację budżetową. Opozycja już zapowiada, że jej nie poprze.
Jednym z elementów dyskutowanej od początku kwietnia reformy jest wprowadzenie podatku liniowego od osób fizycznych w wysokości 15 proc. (liczonego od płacy brutto, uwzględniającej składki ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych płaconych przez pracownika i pracodawcę). Dodatkowo do 2010 r. z 24 proc. do 19 proc. ma spaść stawka podatku od zysków firm. Wzrośnie natomiast preferencyjna stawka VAT - z 5 proc. do 9 proc. W wyniku reformy zmienią się też zasady wypłacania zasiłków socjalnych oraz opłat w służbie zdrowia.
Rząd Mirka Topolanka liczy, że zmiany pomogą obniżyć deficyt budżetowy do 2,3 proc. PKB (czyli 70 miliardów koron) w 2010 r. i otworzą Czechom drogę do strefy euro. Jednym z warunków przystąpienia do niej jest utrzymywanie deficytu poniżej 3 proc. produktu krajowego. W tym roku dziura w czeskim budżecie jest prognozowana na 4 proc. PKB.
Według rządu, reforma poprawi sytuację czeskich gospodarstw domowych. Jednak opozycja nie zostawiła na programie suchej nitki. - W wyniku reformy obywatele dołożą do kasy państwa 80 mld koron do 2010 roku - wyliczył Jiri Paroubek, przywódca socjaldemokratycznej partii CSSD. - Pogorszy się sytuacja 95 proc. obywateli, głównie emerytów, rodzin z dziećmi i niepełnosprawnych. Podrożeje żywność, leki i utrzymanie mieszkań - ostrzegali wczoraj inni liderzy CSSD.
Parlament ma debatować nad reformą latem. Będzie bardzo gorąco, bo od sukcesu reform zależy przyszłość rządu Mirka Topolanka. Tworzące koalicję partie ODS (demokraci), KDU-CLS (chrześcijańscy demokraci) oraz Zieloni mają w izbie niższej parlamentu stu deputowanych, czyli dokładnie połowę. Rząd bardzo liczy na głosy Michala Pohanki i Milosa Melcaka, którzy wystąpili z CSSD. Już zawdzięcza im uzyskanie wotum zaufania.