Postanowiłem nauczyć się poczucia humoru. Zniechęciłem się do swoich tekstów - zbyt poważnych, bardzo poruszających, ale ostatecznie tak ciężkich, że chyba nikt z moich czytelników nie rusza do przodu na ścieżki swojego rozwoju. Niektórzy twierdzą, że mam bardzo specyficzne poczucie humoru. Wnioskuję więc, że nie każdy je rozumie. W związku z tym czuję się zobowiązany, zawsze kiedy ośmielę się zażartować, uprzedzać gremium, że zaraz powiem coś śmiesznego. Taka zapowiedź oczywiście krępuje ludzi, którzy od razu przygotowywują się do tego, aby nie przegapić momentu, w którym powinni się zaśmiać.
Szukam w internecie oferty szkoleniowej, która umożliwia nauczenie się poczucia humoru. Zgroza! Nie ma żadnej oferty. Znajduję propozycję pod tytułem "Wpływy i humory: jak poderwać każdą kobietę", ale chyba nie do końca o to mi chodzi. Poczucia humoru nie można się nauczyć w zaawansowanym wieku czterdziestu lat, zwłaszcza że przez całe życie uczono mnie podchodzić do każdej sprawy w sposób sumienny i obowiązkowy. Czy już za późno, żeby nadrobić zaległości?
Skąd taka bardzo przydatna umiejętność? Czy nie można jej nabyć? Byłbym gotów zapłacić każdą cenę, żeby rozwijać się w tym kierunku. Postanawiam zadzwonić do znanego satyryka. Może on wie coś, co chętnie mi przekaże. Tym bardziej że bardzo szybko zorientuje się, iż nie stwarzam dla niego żadnej konkurencji. Zdobywam jego numer telefonu komórkowego i dzwonię.
Rozmawia ze mną, jakby nie był zaskoczony moim telefonem. Ja się przedstawiam wyraźnie i grzecznie. Mówię, skąd mam jego numer. Uprzedzam, że zajmę mu tylko pięć minut. Określam precyzyjnie cel, z powodu którego dzwonię. Nie zdążam nawet skończyć wstępu mojej przemowy, a pan satyryk chwali mnie, że świetnie mówię po polsku. Ja dziękuje mu bardzo za komplement i czuję się zobowiązany przyznać mu się do tego, że mieszkam w Polsce już siedemnaście lat. Próbuję ułożyć logicznie zdanie, aby wyjaśnić mu, czym się zajmuję...
W nocy nie mogę spać. Zastanawiam się, jak mogę zwykłym ludziom wytłumaczyć, na czym polega coaching, żeby było to w pełni jasne, zachęcające, śmieszne. Rano przy śniadaniu ogromnie kotłuje mi się w głowie. Syn pyta mnie, czym jest łowca głów. W jego anielskich oczach widać zarzut. Ja od razu mu tłumaczę, że nie jestem już łowcą głów. On mi na to odpowiada: - To dobrze, tatusiu. Łowienie głów to jest bowiem ssanie mózgów.