Wczorajsza sesja właściwie nie wniosła nic nowego do sytuacji WIG20. Teoretycznie spadek o 0,8 proc. świadczy o krótkoterminowym pogorszeniu nastrojów. Z drugiej strony w drugiej części sesji zniżka została powstrzymana (głównie dzięki zwyżce kursu KGHM na skutek doniesień o żądaniach gigantycznej dywidendy), co w pewnym stopniu niweluje negatywny wydźwięk pierwszych godzin notowań. Również w perspektywie ostatnich kilku czy kilkunastu sesji wczorajsza zniżka nie ma większego znaczenia. Jej zamknięcie wypadło mniej więcej w połowie zakresu ostatnich wahań. WIG20 cały czas znajduje się na tej samej wysokości, co w połowie kwietnia. Z technicznego punktu widzenia wczorajszy spadek można zinterpretować jako odbicie od górnej linii zniżkującego kanału, obejmującego ostatnie trzy tygodnie. Czyli, krótko mówiąc - okres marazmu właśnie został przedłużony.

Stagnacja notowań WIG20 nie dziwi z wielu powodów (słaba dynamika zysków spółek, dość wysokie wyceny, brak większego zainteresowania ze strony inwestorów zagranicznych). Dlatego też zmienne nastroje na rynku dużych spółek nie są zaskoczeniem. Uwaga inwestorów cały czas koncentruje się na mniejszych firmach, zwłaszcza tych wchodzących w skład mWIG40. Z tego powodu dość niepokojące może być to, że wczoraj indeks ten stracił 0,9 proc. To zauważalny spadek na tle poprzednich kilku sesji. Czy to początek głębszej korekty? Co do tego można mieć wątpliwości. Wypadałoby poczekać przynajmniej na zniżkę głębszą niż te w końcu kwietnia (łącznie o 2,1 proc.) i na początku maja (3,3 proc.). Dopóki korekta nie przekroczy tych poziomów, to spadek można uznać za zwykły efekt zmienności notowań. Wydaje się, że tąpnięcie na rynku "średniaków" musiałoby być zdecydowanie silniejsze, by przestraszyć inwestorów, których pieniądze płyną szerokim strumieniem za pośrednictwem TFI. Dopóki nie dojdzie do nakręcania takiej spirali wyprzedaży, spadki, takie jak wczorajszy, można traktować jako niegroźne korekty. Trend wzrostowy ma za sobą zbyt długą historię, by przywiązywać wagę do każdego ruchu cen w dół.