Ostatnie sesje przyniosły na światowych giełdach powiew optymizmu. Do gry włączyli się zapewne ci inwestorzy, którzy sceptycznie obserwowali notowania, obawiając się głębszej korekty. Tymczasem spokojna reakcja rynków na tąpnięcie notowań w Chinach sprawiła, że aktualne stało się pytanie: co musiałoby się wydarzyć, by zatrzymała się pędząca lokomotywa hossy na świecie, skoro nie zahamowała jej nawet panika w Kraju Środka? Paradoksalnie zatem korekta w Chinach okazała się impulsem do przyspieszenia zwyżki na rynkach rozwiniętych. Europejski indeks Dow Jones Stoxx 50 naruszył w piątek górną linię zwyżkującego kanału, w jakim poruszał się od końca kwietnia. Warto przy okazji zauważyć, że nasz rodzimy WIG20 również w tym czasie poruszał się w kanale, tyle że miał on nachylenie w dół.

Wszystko wskazuje na to, że trend wzrostowy na świecie jest bardzo silny, a byki mogą szybko nie zrezygnować z pchania indeksów na coraz wyższe poziomy. Co prawda na horyzoncie pojawiają się (a nawet nasilają) zagrożenia, ale ich oddziaływanie może się znacznie odsunąć w czasie. Przykładem jest rosnąca szybko rentowność obligacji - zarówno w strefie euro, jak i w USA. Dochodowość europejskich papierów 10-letnich jest najwyższa od początku hossy na rynku akcji w 2003 r. (przekracza 4,4 proc.). Z kolei rentowność amerykańskich 10-latek przebiła właśnie szczyt z końca stycznia (wynosi ponad 4,9 proc.).

Z jednej strony rosnąca atrakcyjność obligacji może być sygnałem, że inwestorzy nie wierzą w pesymistyczny scenariusz rozwoju wydarzeń w gospodarce światowej (w przypadku obaw przed recesją należałoby się raczej spodziewać spadku rentowności). Z drugiej strony dyskontują również podwyżki stóp procentowych, a to już zdecydowanie mniej pomyślna wiadomość dla rynków akcji. Prędzej czy później konsekwencje tego dadzą o sobie znać. O wywołanie przeceny będzie tym łatwiej, im bardziej rozgrzana będzie koniunktura na parkiecie.