Odbywam sesję coachingową o godzinie 9.00. Jestem spóźniony. Na szczęście widzę, że mój klient parkuje samochód, kiedy otwieram drzwi swojego biura. Czekam na niego, z uśmiechem stojąc w progu. Witam go ciepło, aby zniwelować jego zestresowanie wynikające z tego, że się spóźnił. Niby tylko pięć minut, ale dla tego menedżera wysokiego szczebla, świetnie zorganizowanego, to nie do wybaczenia. Proponuję mu, aby zaczekał w poczekalni, sam bowiem muszę iść do łazienki. Potem zapraszam go do gabinetu. Proponuję coś do picia. Zostawiam drzwi otwarte, aby moja asystentka nie miała trudności z podaniem nam dwóch filiżanek kawy, dzbanka wody oraz szklanek. W tzw. międzyczasie sprawdzam e-maile. Proszę go, żeby się rozgościł. Klient wyciąga notesy. Ja siadam i otwieram niezapisane strony zeszytu. Pytam, ile mamy czasu. Asystentka przyniosła napoje. Zamykamy drzwi. Możemy zaczynać.
Mój klient chce rozmawiać o równowadze między życiem prywatnym a zawodowym. Jest świetnie zorganizowany, ma zaplanowane zajęcia co do minuty. Zespół dwóch asystentek, doskonale przygotowanych do swoich ról, ułatwia mu realizację zadań każdego dnia. Mimo to nie ma wolnych chwil nawet późno wieczorem. W weekendy, kiedy nie pracuje, nie może nacieszyć się z wolnych chwil, które sobie wygospodarował.
Rozmawialiśmy o równowadze już na poprzedniej sesji. Oczywiście, nie pamięta konkluzji naszego minionego spotkania, ponieważ tak naprawdę nie mieliśmy czasu na chwilę podsumowania.
Poprzednia sesja coachingowa kończyła się o 12.30 u niego w biurze, a o tej godzinie do drzwi jego gabinetu zapukała asystentka, żeby poinformować go, że gość umówiony na telekonferencję wisi na telefonie. My też zawiesiliśmy rozmowę, a klient szybkim ruchem zamknął notes i zimnym głosem oznajmił, że już koniec naszego spotkania. Czas się pożegnać. Znalazłem się na korytarzu przepełniony niemiłym uczuciem, jakby odrzucony. Wtedy postanowiłem, że następna sesja odbędzie się u mnie.
Dla niego kwestia równowagi to temat rzeka. Twierdzi teraz, że czytał gdzieś, że większość naszych problemów wywodzi się z tego, że mamy wzorzec, do którego na siłę próbujemy się dopasować, i przez to tracimy swobodę ruchu. Mamy poczucie winy, co pogrąża nas w braku efektywności w zarządzaniu czasem. Rozpoznaję w tym momencie właściwą chwilę na uderzenie. Chwila namysłu i mówię do niego: