Na rynkach wschodzących trwa hossa, a apetyt na ryzyko jest wciąż spory (o czym świadczy słabnięcie japońskiego jena - waluty uznawanej obecnie za miernik awersji do ryzyka ze względu na przeprowadzane masowo transakcje "carry trade"). To ogólne stwierdzenie nie dotyczy jednak wszystkich rynków. Można wręcz zauważyć, że niektóre z nich wypadają wyjątkowo słabo na tle globalnej hossy, podczas gdy pojedyncze doświadczają euforii (na pierwszym miejscu trzeba tu oczywiście wymienić Chiny).
Jednym z "poszkodowanych" rynków jest Rosja. Indeks RTS nie tylko nie bije rekordów, ale ledwie co odbił się od półrocznego minimum. Ostatnia fala jego przeceny była jeszcze dłuższa i głębsza niż ta w końcu lutego, kiedy akcje wyprzedawano na całym świecie. Od ostatniego szczytu do dołka z końca maja RTS zanurkował
o 14 proc. Względna słabość rynku rosyjskiego jest widoczna zresztą od dłuższego czasu. Obecnie roczna zmiana RTS wynosi około 20 proc. (co jest liczbą charakterystyczną raczej dla rosnących wolniej rynków rozwiniętych), podczas gdy rok temu przekraczała 160 proc. Popyt na rosyjskie akcje wyraźnie zmalał. Wśród spółek, które najbardziej ciągną indeks w dół, są potentaci, tacy jak Łukoil, Gazprom, Sbierbank czy Rosnieft. Kursy części z nich już od zaskakująco dawna nie nadążają za światową hossą. Przykładowo notowania Łukoilu są na tym samym poziomie, co w styczniu ub. r. Czy rosyjski rynek ma szansę na powrót do lepszej formy? Wydaje się, że nie ma ku temu przeszkód nie do pokonania. Wiele zależy od utrzymania tendencji wzrostowej na rynkach surowcowych. Wyceny akcji z indeksu RTS nie są wygórowane. Wskaźnik C/Z wynosi przeciętnie zaledwie 12. Podobnie atrakcyjne wyceny mogą stać się atutem rynku tureckiego. Tamtejszy indeks ISE100 dopiero uporał się z ubiegłorocznym szczytem. Zastój był jednak pod pewnymi względami korzystny. Przeciętny C/Z spadł w Turcji do około 13 wobec ponad 23 w końcu 2005 r.