Rodzi się jednak pytanie tylko jak będzie ona głęboka? Czy będą to spadki rzędu 1 proc.? Czy też może tylko 0,1-0,3 proc.? Pytanie jest o tyle zasadne, że dziś jest ostatni dzień marca oraz I kwartału. Tym samym w dalszym ciągu może być obserwowany proces "window dressing", który w dużej mierze odpowiada za zeszłotygodniową zwyżkę indeksu WIG20 o 5,55 proc. i WIG o 4,43 proc. I to może w znacznym stopniu ograniczyć realizację zysków.
Sytuacja techniczna na wykresie indeksu WIG20 pozostaje dobra. Pojawia się coraz więcej czynników, które uzasadniają wzrosty w przyszłości. Należy tu wymienić m.in. zwrot powyżej styczniowych minimów, wzrostowe dywergencje wykresu WIG20 ze wskaźnikami, pełną 5-falową strukturę zapoczątkowanych pod koniec października spadków, czy też wtorkowe wybicie indeksu powyżej 5-miesięcznej linii bessy, któremu towarzyszyło otwarcie luki hossy 2892,62-2936,31 pkt.
To wszystko techniczne sygnały kupna. Na tyle mocne, żeby nie tylko oczekiwać testu lutowych maksimów (3158,58 pkt.), ale być może nawet zwyżki ku strefie 3330-3448 pkt., wyznaczonej przez minima z sierpnia i listopada 2007 roku.
Optymistyczne, czy raczej umiarkowanie optymistyczne wnioski, płynące z analizy technicznej indeksu WIG20 znajdują bardzo silne wsparcie w postaci szybko rozwijającej się polskiej gospodarki. Ostatnie dane o dynamice sprzedaży detalicznej na poziomie 23,8 proc., czy 12,8 proc. dynamice wynagrodzeń nie wymagają komentarza. Gdyby podejmować decyzje inwestycyjne tyko w oparciu o kondycję polskiej gospodarki, to warszawska giełda już od kilku tygodni mocno by rosła.
Niestety mocne fundamenty to za mało, żeby wróciła hossa. GPW nie działa w próżni i każdy silniejszy trend wzrostowy, nawet ten kilkutygodniowy, wymagał będzie przynajmniej częściowego wsparcia przez podobne zachowanie światowych rynków akcji. Zwłaszcza Wall Street. To warunek konieczny przyszłych wzrostów. Zostanie on zrealizowany już w momencie gdy czołowe światowe rynki będą się poruszały w bok.