Zgodnie z oczekiwaniami, poniedziałkowa sesja nie była zbyt udana dla akcjonariuszy Comarchu. Już w kilka minut po otwarciu kurs informatycznej spółki tracił ponad 8 proc., a papiery kosztowały ledwie 101,1 zł. Na zamknięciu walory były wyceniane na 105,4 zł, czyli 4,2 proc. mniej niż na wcześniejszej sesji. To najniższy kurs od połowy marca 2006 r.
Bezpośrednią przyczyną wyprzedaży akcji Comarchu w poniedziałek było sobotnie zatrzymanie przez policję (na wniosek krakowskiej prokuratury) Janusza Filipiaka, prezesa i wraz z żoną głównego akcjonariusza przedsiębiorstwa. Biznesmen po przesłuchaniu został wypuszczony w niedzielę rano do domu za poręczeniem majątkowym w wysokości 100 tys. zł. Zatrzymanie nie miało związku z Comarchem, ale dotyczyło spraw Cracovii. Giełdowa spółka kontroluje prawie 50 proc. kapitału piłkarskiego klubu.
Prokuratura postawiła Filipiakowi zarzut pomocnictwa w antydatowaniu kontraktu jednego z byłych piłkarzy Cracovii Pawła Drumlaka oraz działania na jego szkodę poprzez naruszanie praw pracowniczych. Szef Comarchu (jest również prezesem Cracovii) nie przyznał się do stawianych mu zarzutów.
Za zarzucane mu czyny grozi do pięciu lat więzienia. Zapowiedział, o czym poinformowało radio RMF FM, że zamierza złożyć w sądzie dwa zażalenia na działania krakowskiej prokuratury. Pierwsze dotyczy czasu i formy zatrzymania, drugie - wysokości poręczenia.
Sprawą zatrzymania prezesa Comarchu zainteresował się również Zbigniew Ćwiąkalski, minister sprawiedliwości. Zażądał od prokuratora okręgowego w Krakowie wyjaśnień w sprawie formy zatrzymania i przesłuchania Filipiaka. Równocześnie zapewnił, że jest gotów go przeprosić, jeżeli okaże się, że sposób i metody zatrzymania biznesmena nie miały uzasadnienia.