Do 62,6 pkt spadł w tym miesiącu wskaźnik nastrojów amerykańskich konsumentów opracowywany przez Reutera i Uniwersytet Michigan. Jeszcze w marcu sytuował się on na poziomie 69,5 pkt. Tak nisko, jak dziś, nie był od 1982 r.
Spowolnienie największej gospodarki świata bezpośrednio uderza w coraz większą liczbę Amerykanów. Tylko w minionym miesiącu liczba zatrudnionych zmalała o 80 tys., co wywindowało bezrobocie do poziomu 5,1 proc. Większości obywateli Stanów, gdzie dom i samochód uważane są za dobra zupełnie podstawowe, doskwierają również szybujące ceny benzyny i spadek wartości posiadanych nieruchomości. W tej sytuacji poważne pogorszenie nastrojów zwiastuje ograniczenie wydatków, a w konsekwencji - pogłębienie się zapaści gospodarczej.
Konsensus ekonomistów przewidywał obniżenie się indeksu do 63,2 pkt. Wyniku gorszego od rzeczywistego oczekiwał tylko jeden z trzydziestu ankietowanych przez Bloomberga specjalistów. Pokazuje to, jak głośnym echem odbiły się w społeczeństwie ostatnie niekorzystne dane z rynku pracy i sektora nieruchomości. Indeks S&P/Case-Schiller pokazuje, że przeciętny Amerykanin, gdyby chciał sprzedać dziś swój dom, dostałby za niego o 10 proc. mniej niż w czasie boomu przed kilkunastu miesiącami. A jednocześnie liczba osób zagrożonych utratą nieruchomości zakupionej na kredyt wzrosła w ciągu roku o 57 proc.
Amerykańskie rynki generalnie oczekiwały pogorszenia się nastrojów, stąd przed komunikatem S&P 500 spadł o około 0,5 proc., by chwilę potem się ustabilizować.
Bloomberg