Bordeaux w portfelu

Inwestorzy na całym świecie już dawno dostrzegli, w jaki sposób jakość najszlachetniejszego trunku przekłada się na ich portfele. Czy Polacy wezmą udział w gronowych zyskach?

Aktualizacja: 27.02.2017 14:21 Publikacja: 24.05.2008 10:38

In vino veritas - w winie prawda - głosi znana łacińska sentencja. Jednak w okresie od kwietnia do końca czerwca w beczkach leżakujących w piwnicach rozsianych po północnej części regionu Bordeaux we Francji kryje się wielka tajemnica. Tajemnica, ale także wielki kapitał, który procentuje nie tylko dzięki zawartemu w winie alkoholowi. Już dawno dostrzegli to inwestorzy na całym świecie. Czy także Polacy mogą zarobić na kupowaniu i przechowywaniu tego szlachetnego trunku? Jakie stopy zwrotu można osiągnąć na tym rynku?

[srodtytul]Jakość gwarantuje Napoleon III[/srodtytul]

Inna często powtarzana maksyma mówi, że im wino starsze, tym lepsze. Nie opatruje się go jednak zazwyczaj bardzo istotnym zastrzeżeniem. Tylko najlepsze i najdroższe wina mogą się szlachetnie zestarzeć i po dwudziestu latach zyskać, a nie stracić na wartości. Co więcej, jeśli butelka wina ma stanowić perspektywiczną inwestycję, powinna pochodzić z jednej spośród najlepszych winnic z północnej części francuskiego regionu Bordeaux. Najlepiej tych docenionych jeszcze w 1855 r. przez Napoleona III. Powstała wtedy pierwsza klasyfikacja tych trunków, w której do dziś zaszły? dwie zmiany.

W miesiącach wiosennych rynek winny przeżywa ożywienie. Handluje się wtedy kontraktami terminowymi na trunki leżakujące w beczkach. Tak zwana inwestycja en primeur polega na zakupie wina na dwa, trzy lata przed rozlaniem do butelek. Dzięki temu można kupić alkohol znacznie taniej (w przypadku "największych" win jest to czasem jedyny sposób, aby móc je w ogóle kupić), jednak inwestor podejmuje większe ryzyko. Wtedy bowiem dokonuje się jedynie pierwszych ocen wina z poprzedniego rocznika, na których podstawie tworzone są pierwsze cenniki i oferty. Ostateczną ocenę wino otrzyma dopiero po rozlaniu do butelek.

[srodtytul]Prawdziwie "płynne" fundusze[/srodtytul]

W zasadzie istnieją dwa sposoby zainwestowania pieniędzy na rynku wina. Najpierw należy się jednak zdecydować, czy chce się być fizycznym posiadaczem butelek np. Lafite Rothschild czy też jednostek uczestnictwa w funduszach inwestycyjnych. To drugie rozwiązanie jest oczywiście znacznie prostsze - należy wybrać jeden z istniejących funduszy (najczęściej zarejestrowanych w którymś z rajów podatkowych, jak np. The Fine Wine Fund z wysp St Kitts and Nevis na Morzu Karaibskim). Wiąże się to jednak z wysokimi prowizjami lub opłatami za zarządzanie. Inwestowanie w te fundusze nie daje też tak dużych stóp zwrotu, jak fizyczny zakup skrzynek wina. The Fine Wine Fund od powstania w czerwcu 2006 r. dał do dziś 45-proc. stopę zwrotu. Mimimalna wpłata do tego typu funduszy oscyluje zazwyczaj wokół poziomu 100 tys. dolarów (216 tys. zł).

Jeśli natomiast zdecydujemy się na to pierwsze rozwiązanie, pozostaje nam poszukiwanie brokera, który zakupi interesujące nas trunki (i tu istotna uwaga - kupuje się nie pojedyncze butelki, ale skrzynki zawierające 12 sztuk). Należy też wybrać giełdę, poprzez którą będziemy handlować winem. Na świecie liczą się dwa parkiety: w Chicago i w Londynie. Ten drugi jest o wiele bardziej popularny wśród europejskich inwestorów, nie tylko dzięki geograficznej bliskości, ale także z uwagi na dużą płynność obrotu (jest na nim obecnych 180 brokerów). Tam też obliczany jest prestiżowy indeks Liv-ex 100, będący odpowiednikiem naszego akcyjnego WIG20 i grupujący setkę najważniejszych win oraz szerszy Liv-ex 500.

Analiza indeksu winnych blue-chipów uświadamia, jakie trunki liczą się na rynku. Ponad 98 proc. jego składu wypełniają alkohole z Francji, a 92 proc. czerwone wina z Bordeaux (patrz tabela). Podaż jest więc ściśle ograniczona do tego jednego regionu, co więcej, spada wraz z upływem czasu - w końcu część tych win jest po prostu wypijana. Czy więc popyt na "wina inwestycyjne" nie sprawi, że będzie się handlować także trunkami z innych regionów lub krajów? - Nie sądzę. Winnicom spoza tego regionu brakuje po prostu... jeszcze dwustu lat historii i doświadczenia - ocenia Janusz Chmielewski, pracownik warszawskiego sklepu Winarium, którego właścicielem jest Marek Kondrat.

[srodtytul]Margaux nad Wisłą[/srodtytul]

Na polskim rynku od niedawna obecny jest prawdziwy broker winny - spółka Stilnovisti z Poznania. Oferuje on zarówno zakupy "en primeur", jak i gotowe portfele zawierające skrzynki wybranych trunków z najlepszych roczników. Przy czym, im bardziej zdywersyfikowany portfel, tym inwestycja jest bardziej stabilna. Przykładowy zestaw zawiera 23 skrzynki wina wyceniane obecnie na około 1 mln zł. - Mamy już kilku klientów z uboższymi portfelami, ale obecnie prowadzimy negocjacje na inwestycje po 1 do 1,5 mln zł każda. Coraz częściej trafiają do nas niezadowoleni klienci funduszy inwestycyjnych - mówi Krzysztof Maruszewski, prezes Stilnovisti.

Aby rozpocząć przygodę z winem, wystarczy jednak około 20 tys. funtów (84 tys. zł), za które można kupić po jednej skrzynce dwóch wielkich win z Bordeaux: Lafite Rotschild i Margaux z rocznika 2005. Aby uświadomić, jaką perspektywę mają te trunki, należy powiedzieć, że ten, kto zakupił je "en primeur" przez ostatnie dwa lata, zwiększył wartość swojego portfela o ponad 200 proc. Nadzieję na dalsze stabilne wzrosty dają kiperzy, którzy ocenili w tym miesiącu zabutelkowanego Lafite 2005 na 96+ i rekomendowali go do spożycia na lata 2020-2050. Zresztą już wcześniej rocznik 2005 został wstępnie oceniony jako najlepszy od czasu rocznika 2000. W przeciwieństwie do dojrzewającego obecnie w beczkach rocznika 2007, który zapowiada się dość słabo.

Zakup wina "en primeur" z rocznika 2007 wiąże się więc ze zwiększonym ryzykiem. Taką możliwość oferuje sieć sklepów La Passion du Vin. Specjalizuje się ona jednak w dostarczaniu trunków kolekcjonerom w celach konsumpcyjnych, a nie inwestorom. Trzeba bowiem zastrzec, że inwestorzy najczęściej nie widzą nawet wina, które kupują. Leżakuje ono - ubezpieczone - w jednej z autoryzowanych piwnic w Londynie, Belgii lub Francji. Wiąże się to z dodatkową, niewielką opłatą (kilka funtów rocznie). Daje jednak gwarancję, że trunek dojrzewa w odpowiednich warunkach.

[srodtytul]Skarbiec czy piwniczka[/srodtytul]

Czy polskie instytucje finansowe są gotowe na przedstawienie ofert inwestycyjnych opartych na winach? - Badałem ten rynek. Jeśli zgłosi się do nas klient z takimi potrzebami - nie mówimy nie. We współpracy z bankami możemy przygotować taką ofertę - deklaruje Maciej Kossowski, prezes specjalizującego się w tworzeniu lokat strukturyzowanych Wealth Solutions.

- Klienci zwracali się do nas z zapytaniami o inwestycje w wino. Na razie nie mamy odpowiednich propozycji, ale nie wykluczamy, że w przyszłości taka opcja pojawi się w naszej ofercie - mówi Krzysztof Olszewski, dyrektor PR w Noble Banku.

- Gdyby nasz klient zgłosił takie zapotrzebowanie, to z pewnością znaleźlibyśmy odpowiednich pośredników, aby umożliwić mu inwestycję w wino - zapewniają z kolei przedstawiciele pionu weatlh management w BRE Banku.

[srodtytul]Azjatycki apetyt na trunki z Bordeaux[/srodtytul]

Tymczasem na rynku coraz głośniej mówi się o nowych graczach - milionerach z Rosji, Azji i Bliskiego Wschodu. Poszukując nowych sposobów na zagospodarowanie majątku coraz częściej kierują uwagę w stronę gronowych inwestycji. Napływ nowego kapitału najlepiej widać na wykresie indeksu Liv-ex 100, który od początku 2006 r. wzrósł ze 117 do 257 punktów obecnie. W ciągu pierwszego kwartału 2008 roku, podczas gdy na giełdach całego świata dominowały spadki, indeks najlepszych win radził sobie bardzo dobrze. Od początku roku do końca marca Liv-ex 100 wzrósł o 7 proc. W tym samym czasie indeks

[srodtytul]Rynkiem rządzi Robert Parker[/srodtytul]

Ryzyko podejmowane na rynku wina jest w praktyce w pełni zależne od nosa sześćdziesięcioletniego Roberta Parkera - najbardziej znanego i cenionego kipera na świecie. O ile wśród osób kupujących wino w celach konsumpcyjnych jego nazwisko budzi wiele kontrowersji, to przy inwestycjach w trunki z Bordeaux nie można go pominąć. Odkąd stanął w opozycji do najważniejszych znawców rynku i ocenił rocznik 1982 francuskich win jako niezwykle perspektywiczny, on sam i wydawane przez niego pismo "Wine Spectator" stali się wyrocznią dla inwestorów. Od kiedy nie trzeba porównywać ocen wielu kiperów, inwestowanie na tym rynku stało się o wiele prostsze. Przyznawany przez niego rating (w skali od 50 do 100) jest więc pierwszą opinią, jaką należy wziąć pod uwagę przy zakupie wina.

- Możliwość śmierci Roberta Parkera to dodatkowe ryzyko związane z inwestowaniem na rynku wina - zauważa jednak Krzysztof Maruszewski, prezes Stilnovisti. Na razie nie ma perspektyw na oficjalne mianowanie jego następcy spośród całego zespołu kiperów, których zatrudnia. Jednak przyznawane przez niego ratingi mają co najmniej kilkudziesięcioletni termin ważności - jest więc czas na znalezienie godnego następcy kipera z USA.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego