Moda na kryzys

Aby ferować wyroki i narzucać rozwiązania instytucjom finansowym, należy wcześniej dokonać dogłębnej analizy zjawisk zachodzących w gospodarce. Rozwiązania zaradcze nie mogą być jednorazowe i służyć gaszeniu pożarów

Aktualizacja: 27.02.2017 12:52 Publikacja: 10.06.2008 08:23

Moda na strach nie mija. Dlatego analitycy z zaskoczeniem i niedowierzaniem przyjęli bardzo dobre wyniki największych polskich spółek, ale z determinacją zapowiadają nadejście prawdziwego kryzysu na polskim rynku nieruchomości za 3-4 lata. Nawet Wojciech Kwaśniak, były szef GINB, wpisuje się w modną konwencję i straszy ryzykiem powtórki ze Stanów Zjednoczonych.

Napięcie rośnie

Generalnie więc ciągle ostrzega się inwestorów, utrzymując stan alertu na rynkach całego świata, wieszcząc niebywałe konsekwencje dla gospodarki światowej. Pod wpływem tych informacji zupełnie pogubił się nawet Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Przez długi okres, a właściwie zawsze, fundamentalne znaczenie w gospodarce nadawał inflacji, ale od pewnego czasu, z zaskoczeniem dla wielu, zauważył zagrożenie dla wzrostu gospodarczego. Nie na długo jednak. W ostatnim czasie przywrócił inflacji należne miejsce w gospodarce.

U nas konwencja grozy także ma wzięcie. Jeden ze stałych komentatorów porównuje obecny kryzys do raka, a środki stosowane przez Fed, "które hamują rozwój nowotworu, ale wyniszczają organizm i nie dają żadnej gwarancji wyleczenia", do chemioterapii. Jakimś tam pocieszeniem jest to, że rzekomo za sobą mamy najgorszą fazę początku kryzysu. Marna to pociecha, bowiem lekarstwa skutecznie zabijającego raka w dalszym ciągu brak. Konkluzja oczywista?

Zresztą w mediach wszelakich wszystko, co najgorsze, wyciąga się przed nawias. Zdecydowany prym wiodą, niestety (bo tę branżę reprezentuję), analitycy różnych instytucji finansowych. Nawet bardzo dobry I kwartał sektora bankowego (najlepszy kwartał w historii - nieomal 4 mld zł zysku netto) nie zmienił tonacji i wobec tego eksponuje się niższą dynamikę niż rok temu. Polski sektor bankowy ma się zupełnie dobrze, szykuje się piąty rok prosperity. Wbrew wcześniejszym prognozom, mimo osłabienia aktywności na rynku kapitałowym, zmiany w strukturze bilansów banków i rachunkach wyników nie wskazują na osłabienie koniunktury. W rachunku wyników w sposób naturalny musiało wzrosnąć saldo odpisów na kredyty, przecież nominalny portfel kredytowy od 2004 r. zwiększył się dwukrotnie. Zatem zwolnienie tempa wzrostu wyniku w piątym roku nieprzerwanego dynamicznego rozwoju sektora bankowego nie można traktować jako czegoś niepokojącego, tym bardziej że zasoby źródeł finansowania nie są bez dna. Popieram Ludwika Sobolewskiego, szefa GPW, że konieczna jest jakaś kodyfikacja zachowań analityków, aby ograniczyć działanie Prawa Kopernika. Niech ten wielki Polak kojarzy się tylko z astronomią.

Truciciel zwolni

Cały świat z zapartym tchem śledzi losy gospodarki amerykańskiej (my także) i kibicuje jej, aby nie weszła w recesję albo z niej wyszła (nie wiadomo bowiem jeszcze, jaki jest jej aktualny stan). Uznaje się nieomal powszechnie, że od jej tempa rozwoju zależą losy gospodarki światowej i innych gospodarek narodowych (w tym ponoć i naszej). A może, globalnie patrząc - w takim świecie współcześnie żyjemy - należałoby zauważyć niebywałą energochłonność gospodarki amerykańskiej z konsekwencjami dla naturalnego środowiska i całej ludzkości (przecież USA nie chcą podpisać protokołu z Kioto). Dlaczego wobec tego tak nas martwi recesja w Stanach? Zacznijmy dostrzegać pozytywy tego stanu rzeczy. Grzegorz W. Kołodko w najnowszej książce "Wędrujący świat" wskazuje na niemożność utrzymania światowego tempa wzrostu gospodarczego ostatnich lat. Przy czym muszą zwolnić gospodarki krajów bogatych, zwłaszcza USA, największego truciciela świata. W przeciwnym razie ostra konkurencja o ograniczone zasoby naturalne, nawet przy dużym postępie w dziedzinie energooszczędności, może urzeczywistnić krążące nad światem widmo katastrofalnego ocieplenia.Na tym tle jakże banalny i płytki jest raport MFW o skutkach i przyczynach kryzysu na światowym rynku nieruchomości. Według tej instytucji, źródła kryzysu na rynkach finansowych to łagodna polityka monetarna Fedu i jego niewystarczający nadzór nad instytucjami finansowymi. Nie bez powodu Joseph E. Stiglitz nie szczędzi MFW słów krytyki. I nie tylko on (listę krytyków można znaleźć na stronach wspomnianej książki Kołodki). W zasadzie każdy zna powyższą diagnozę, którą syntetycznie uosabia Greenspan. Działania zaradcze natomiast wzbudzają już pewne wątpliwości w zakresie polityki monetarnej - czy preferować w obecnym stanie rzeczy wzrost gospodarczy czy inflację. Ale potrzeba wzmocnienia regulacyjnej roli nadzoru finansowego prawie dla wszystkich jest oczywista. Również dla wyznawców przekonań wolnorynkowych. Spójrzmy więc na niektóre najnowsze wynalazki regulacyjne dla sektora bankowego i ich praktyczne konsekwencje.

Jak wzmocnić rynek

Nowa Umowa Kapitałowa - ostatnia myśl regulacyjna Komitetu Bazylejskiego, wcielona dyrektywami unijnymi, licząca blisko 300 stron - ingeruje szczegółowo prawie we wszystkie aspekty działalności bankowej. Sztandarową i fundamentalną nowością NUK są firmy ratingowe, które nadawanymi ocenami określają poziom ryzyka, kształtując tym samym potrzeby kapitałowe w bankach. Przypomnę, że wśród winowajców obecnych perturbacji wskazuje się właśnie te firmy, które potrafiły w ciągu miesiąca diametralnie zmienić oceny dla blisko 2 tysięcy obligacji. Komentarz zbędny. NUK dla sporej części kredytów mieszkaniowych przewiduje 35 proc. wagi ryzyka. W ogóle finansowanie rynku nieruchomości wycenia się niższą wagą ryzyka. Nie zdziwiłbym się, gdyby wydarzenia na amerykańskim rynku kredytów subprime (którym nadano światową rangę) uruchomiły impuls do zmian w NUK. Już nad pewnymi zmianami rozpoczęto prace, co prawda w innym obszarze, ale?

W kontekście polskiego rynku nieruchomości należy podkreślić merytoryczne walory Rekomendacji S, która pozwoliła wielu bankom uporządkować kredytowanie nieruchomości. Ale przypomnijmy, impulsem do jej powstania była próba ograniczenia kredytowania indywidualnych inwestycji mieszkaniowych kredytami walutowymi, głównie we frankach szwajcarskich. Z tego punktu widzenia rezultat nie jest najlepszy, bardzo bowiem wzrosło obciążenie złotowych kredytobiorców. Jeszcze raczej nie przekłada się to na problemy z obsługą tych kredytów oraz na pogorszenie się portfela w bankach. Ale jak długo? Całe szczęście, że brak pełnego rygoru w ograniczaniu udzielenia kredytów walutowych nie wyeliminował ich z oferty banków. Co więcej, dwa duże banki zaczęły ich udzielać, choć wcześniej tego nie robiły. Dla porządku dodajmy, że jeden mniejszy wycofał się z udzielania takich kredytów, ale mogło to wynikać z różnych okoliczności, a nie z identyfikowanego ryzyka i obaw z tym związanych.

Odwieczna płynność

Naturalnym problemem w biznesie bankowym jest płynność. Wojciech Kwaśniak, były szef nadzoru bankowego, w wywiadzie dla "Parkietu" (8 maja) wskazuje na dużą zapobiegliwość instytucji przez niego wcześniej kierowanej, która wydała regulację dotyczącą ustalania wiążących banki norm płynności. Należy więc domniemywać, że była obawa, że kierujący bankami mogliby nie dostrzegać braku potrzebnego "paliwa", zafascynowani dynamiczną "jazdą" swoich bolidów, i ktoś je zatem musi ściągać do pit-stopu na tankowanie (obecnie bardziej adekwatne porównanie niż np. z blondynką). Nie przeczę, mogą się znaleźć kierowcy bez wyobraźni (aby do końca oszczędzać blondynki), zwłaszcza gdy inni, pozbawieni wyobraźni, budują drogi bez stacji benzynowych. No, ale źródła finansowania to jest właśnie obiektywny czynnik, determinujący możliwości rozwoju banków, które na szczęście nie zostały jeszcze wyposażone w maszyny drukujące pieniądze. (Nie byłoby wówczas żadnej frajdy w zarządzaniu bankami). Jeśli zarządzający nie znają roli źródeł finansowania w działalności bankowej i znaczenia płynności, nie powinno być dla nich miejsca w tej branży. Jestem bowiem zwolennikiem rozwiązań, w których nadzór bankowy pilnuje przede wszystkim jakości akcjonariatu i kadry zarządzającej, a nie szczegółowo reguluje biznes bankowy i to w obszarach, w których precyzja nie jest możliwa, a płynność do takich należy. Regulacji - o której mowa - do najlepszych zaliczyć nie można, a jej słabości to oddzielny temat, nie mówiąc o wielu wątpliwościach interpretacyjnych. Całe szczęście, że zawiera ona dużo uznaniowości przekazanej bankom i można sobie z nią poradzić. Ale teza Kwaśniaka, że pozwoliła ona ustrzec polskie banki przed problemami, nie ma uzasadnienia. Choć bez wątpienia instytucja przez niego kierowana odegrała znaczącą rolę w neutralizowaniu problemów polskiej bankowości i mam nadzieję, że Kwaśniak nie straci swej dotychczasowej skuteczności w nowej strukturze organizacyjnej.

Mądry po szkodzie

Nie wydaje się, żeby instytucje nadzorcze miały odpowiednie predyspozycje do sterowania komercyjną działalnością banków ani przenikliwość, by swoimi regulacjami chronić je przed problemami w wymiarze jednostkowym czy całej branży. Z reguły takie rady pojawiają się po jakichś mniejszych lub większych perturbacjach. Ex post mądrych rad do sterowania procesami rynkowymi we wszystkich wymiarach pojawia się bez liku i każdy z takich "mędrców" dojrzałością analityczną i prognostyczną bije na głowę chociażby Greenspana (choć teraz to już nie "maestro" światowych finansów i żaden autorytet).

W kontekście sprawowania nadzoru nad bankami rozrzut poglądów w czasie i przestrzeni wygląda na dość rozległy. Wykrzyczano (na czele z MFW) potrzebę wzmocnienia nadzoru bankowego, ale rozumienie tej idei to już odrębna kwestia. Na stronie internetowej Komisji Nadzoru Finansowego, w części "Nadzór Bankowy", pierwszą stronę dumnie otwiera informacja, że pragmatyczną decyzją, wymuszoną przez zmiany na rynku finansowym, połączono nadzór finansowy z bankowym. Obecnie zatem poprzedni wąski cel, jakim była ochrona depozytów (!), został zastąpiony szerokim celem - zapewnieniem prawidłowego funkcjonowania rynku finansowego. Przed nawias wyciągnięta została szczególna rola kwestii konsumenckich (zaczynając od składanych skarg, które ongiś były w tle). Ale przywoływany już Kwaśniak zauważa, że zintegrowane modele nadzoru bankowego nie sprawdziły się nie tylko w Wielkiej Brytanii (przykładem Northern Rock), ale też w Niemczech i Austrii.

doradca prezesa BOŚ

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy