Moda na strach nie mija. Dlatego analitycy z zaskoczeniem i niedowierzaniem przyjęli bardzo dobre wyniki największych polskich spółek, ale z determinacją zapowiadają nadejście prawdziwego kryzysu na polskim rynku nieruchomości za 3-4 lata. Nawet Wojciech Kwaśniak, były szef GINB, wpisuje się w modną konwencję i straszy ryzykiem powtórki ze Stanów Zjednoczonych.
Napięcie rośnie
Generalnie więc ciągle ostrzega się inwestorów, utrzymując stan alertu na rynkach całego świata, wieszcząc niebywałe konsekwencje dla gospodarki światowej. Pod wpływem tych informacji zupełnie pogubił się nawet Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Przez długi okres, a właściwie zawsze, fundamentalne znaczenie w gospodarce nadawał inflacji, ale od pewnego czasu, z zaskoczeniem dla wielu, zauważył zagrożenie dla wzrostu gospodarczego. Nie na długo jednak. W ostatnim czasie przywrócił inflacji należne miejsce w gospodarce.
U nas konwencja grozy także ma wzięcie. Jeden ze stałych komentatorów porównuje obecny kryzys do raka, a środki stosowane przez Fed, "które hamują rozwój nowotworu, ale wyniszczają organizm i nie dają żadnej gwarancji wyleczenia", do chemioterapii. Jakimś tam pocieszeniem jest to, że rzekomo za sobą mamy najgorszą fazę początku kryzysu. Marna to pociecha, bowiem lekarstwa skutecznie zabijającego raka w dalszym ciągu brak. Konkluzja oczywista?
Zresztą w mediach wszelakich wszystko, co najgorsze, wyciąga się przed nawias. Zdecydowany prym wiodą, niestety (bo tę branżę reprezentuję), analitycy różnych instytucji finansowych. Nawet bardzo dobry I kwartał sektora bankowego (najlepszy kwartał w historii - nieomal 4 mld zł zysku netto) nie zmienił tonacji i wobec tego eksponuje się niższą dynamikę niż rok temu. Polski sektor bankowy ma się zupełnie dobrze, szykuje się piąty rok prosperity. Wbrew wcześniejszym prognozom, mimo osłabienia aktywności na rynku kapitałowym, zmiany w strukturze bilansów banków i rachunkach wyników nie wskazują na osłabienie koniunktury. W rachunku wyników w sposób naturalny musiało wzrosnąć saldo odpisów na kredyty, przecież nominalny portfel kredytowy od 2004 r. zwiększył się dwukrotnie. Zatem zwolnienie tempa wzrostu wyniku w piątym roku nieprzerwanego dynamicznego rozwoju sektora bankowego nie można traktować jako czegoś niepokojącego, tym bardziej że zasoby źródeł finansowania nie są bez dna. Popieram Ludwika Sobolewskiego, szefa GPW, że konieczna jest jakaś kodyfikacja zachowań analityków, aby ograniczyć działanie Prawa Kopernika. Niech ten wielki Polak kojarzy się tylko z astronomią.