Odsuwanie w czasie podwyżek stóp nie uspokoi giełd

Przy wysokiej inflacji dalsze zwlekanie przez najważniejsze banki centralne świata z decyzjami o podwyżkach stóp procentowych może być odbierane przez inwestorów na rynkach finansowych jako dodatkowy czynnik zniechęcający do podejmowania ryzyka

Aktualizacja: 26.02.2017 15:56 Publikacja: 06.08.2008 08:29

Polityka pieniężna poszczególnych banków centralnych na świecie wyraźnie różni się w tym roku. Chodzi nie tylko o dysproporcje odnośnie do aktywnej polityki przeciwdziałania inflacji na rynkach wschodzących i rozwiniętych, ale również na tych ostatnich brakuje jednomyślności. Podczas gdy Europejski Bank Centralny zdecydował się zaostrzyć kurs, to w innych najbardziej znaczących państwach - Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Kanadzie - takie działania nie zostały podjęte, mimo że również one zmagają się z wysoką inflacją.

Problem nadmiernego tempa wzrostu cen w gospodarkach związany jest z tegoroczną zwyżką cen surowców, szczególnie paliw. Te w ostatnich tygodniach tanieją, dając nadzieję na osłabienie presji inflacyjnej na świecie. Wczoraj ropa przełamała barierę 120 USD za baryłkę i była najtańsza od trzech miesięcy. Przed podniesieniem stóp procentowych część banków centralnych powstrzymywała dotąd słaba koniunktura gospodarcza.

Droższy pieniądz mógłby tu tylko dodatkowo zaszkodzić. Tym bardziej że kłopoty koncentrowały się w sektorach nieruchomości oraz finansowym, które są szczególnie wrażliwe na podwyżki kosztów pieniądza.

Co więcej, w poprzednich miesiącach najważniejsze banki centralne cięły stopy procentowe, chcąc pomóc w ten sposób znajdującym się w poważnych tarapatach instytucjom finansowym i przeciwdziałać kłopotom gospodarczym. Jak się potem okazało, podejmowano działania przeciwne do kierunku zjawisk inflacyjnych. Spekulacja na rynku ropy naftowej wywindowała jej ceny do bardzo wysokich poziomów i przełożyła się na skokowy wzrost inflacji. W efekcie w wielu krajach realne, czyli uwzględniające poziom inflacji, stopy procentowe stały się ujemne. Tak jest teraz m.in. w USA, Japonii, Kanadzie, Szwajcarii, Rosji czy Korei. W sumie oznacza to prowadzenie luźnej polityki monetarnej, która jest charakterystyczna dla okresów bez napięć inflacyjnych.

Działać czy czekać

Zaniechanie działania przez część banków centralnych wynika z jednej strony z przekonania, że głównymi źródłami inflacji są czynniki zewnętrzne, na które trudno oddziaływać stopami procentowymi (chodzi głównie o ceny surowców), a z drugiej, z nadziei na ograniczenie lub wyeliminowanie obecnych problemów w wyniku osłabienia koniunktury gospodarczej. Jest ono coraz bardziej widoczne na całym świecie - od Stanów Zjednoczonych (wczoraj potwierdził je indeks ISM dla sektora usług, który utrzymał się w lipcu poniżej 50 pkt, wskazując na trwanie zjawisk recesyjnych), przez strefę euro (sprzedaż detaliczna spadła w czerwcu o 3,1 proc.) i Wielką Brytanię (produkcja przemysłowa zmniejszyła się w czerwcu o 1,6 proc.) po Kanadę i Azję.

Jednocześnie jednak te same czynniki zewnętrzne mają wpływ na poziom oczekiwań inflacyjnych, czyli wyobrażenia w społeczeństwie na temat tempa wzrostu cen w gospodarce w przyszłości. Utrzymanie ich na niskim poziomie jest kluczem do sukcesu w walce z inflacją. Przy bierności głównych banków centralnych rodzi się obawa przed nasileniem się tych oczekiwań. To zwiększałoby zagrożenie, że pozostające dotąd dość stabilne wskaźniki bazowe inflacji (pomijające ceny żywności i paliw) też zaczną rosnąć. A wtedy banki centralne nie mogłyby już zwlekać z podwyżkami stóp. Takie obawy wynikają z dużej skali wzrostu cen surowców, co skłania do przekonania, że będzie on musiał zostać przeniesiony na konsumentów. Jeśli się to nie powiedzie, to wpłynie na rentowność przedsiębiorstw, a w efekcie na oferowane warunki płacowe.

Z punktu widzenia giełd ta sprawa sprowadza się do dylematu, czy lepsza jest presja na rentowność obligacji, wynikająca z oczekiwań na podwyżki stóp procentowych, czy też osłabienie zysków spółek, związane z koniecznością poniesienia wyższych kosztów wytwarzania dóbr. Obie możliwości nie są korzystne, gdyż obniżają atrakcyjność akcji.Zwlekanie z decyzją o podniesieniu kosztu pieniądza przez najważniejsze banki centralne przy utrzymujących się kłopotach z inflacją powoduje, że zagrożenie z tej strony jedynie odsuwa się w czasie, a nie znika. To również niesprzyjająca okoliczność dla rynków akcji.

Rosnąć mogą nie tylko stopy

Przy ocenie polityki monetarnej warto pamiętać, że oprócz głównego narzędzia, jakim jest stopa procentowa, banki centralne mają też inne instrumenty. W Chinach wykorzystuje się możliwość podniesienia rezerw obowiązkowych dla banków. W państwach rozwiniętych nie potrzeba wykorzystywać tego instrumentu, gdyż przeżywające trudności banki nie spieszą się z udzielaniem kredytów.

Antyinflacyjnie działa też aprecjacja kursu walutowego. Tu mamy pewien paradoks. Oczekiwania na ostrzejszy kurs polityki pieniężnej w Ameryce wzmacniają dolara, co przy utrwaleniu się tej tendencji przemawiałoby przeciwko podwyżkom stóp procentowych. Równocześnie jednak silniejszy dolar to mniej konkurencyjny amerykański eksport, a to dzięki niemu PKB Stanów Zjednoczonych podniósł się w I połowie tego roku. Wczoraj euro zniżkowało do 1,547 USD. Obecny tydzień jest czwartym kolejnym, kiedy spada jego wartość.

Fed między inflacją a spowolnieniem

Ekonomiści obstawiali, że amerykański bank centralny utrzyma wczoraj swoją główną stopę procentową na poziomie 2 proc. Każda inna decyzja byłaby sporą niespodzianką. Zgodnie z oczekiwaniami koszt kredytu w USA wczoraj nie zmienił się.

Fed znalazł się w mało komfortowej sytuacji. Z jednej strony musi stawić czoła inflacji, wynoszącej już 5 proc., a z drugiej dekoniunkturze w gospodarce i na rynku pracy (bezrobocie sięga 5,7 proc. i jest najwyższe od czterech lat). Zmiana stóp w jednym lub drugim kierunku stanowiłaby zaś remedium tylko na jeden z tych problemów. Zda-

niem ekonomistów, w tej sytuacji szef Fedu Ben Bernanke i jego koledzy postanowili czekać i obserwować wpływ na gospodarkę obniżek stóp przeprowadzonych od września do kwietnia, gdy rynkiem finansowym wstrząsał kryzys kredytów subprime (łącznie stopy spadły aż o 3,25 pkt proc.). Bankierzy centralni liczą, że obecnie stopy są wystarczająco niskie, by uniknąć recesji, a jednocześnie dość wysokie, by nie rozkręcać spirali inflacyjnej. Chcą uniknąć przede wszystkim powtórki scenariusza z lat 70., kiedy w USA występowała stagflacja - wyjątkowo niekorzystny splot rosnącej inflacji i bezrobocia. Bardzo możliwe, że amerykańskie stopy pozostaną nietknięte do końca tego roku, a może również na początku przyszłego. Trzech z 12 członków komitetu decydującego o ich poziomie wskazywało wprawdzie ostatnio na wzrost ryzyka inflacyjnego, ale, zdaniem ekspertów, to za mało, żeby wpłynąć na decyzje całego gremium.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy