Po unieważnionej sprzedaży szkockiej spółce Gibson Group resort gospodarki przewiduje dla zakładu dwa scenariusze: albo ogłoszony zostanie ponowny przetarg, albo kopalnia pozostanie we władaniu Kompanii Węglowej. Tę drugą możliwość analizuje specjalny zespół powołany przez zarząd Kompanii, a rezultaty jego prac mamy poznać do końca września. Jedno jest pewne - po raz pierwszy od kilkunastu lat - na kłopoty firmy odpowiedzią nie są plany jej likwidacji. Utrzymanie zakładu obiecał górnikom wicepremier i szef resortu gospodarki Waldemar Pawlak.
Przy rosnących cenach węgla i wręcz konieczności importowania go do kraju decyzja wydawałaby się prosta. Tyle że jak dotychczas Silesia przynosi 30-36 mln zł strat rocznie. - To efekt wieloletnich zaniedbań inwestycyjnych - mówią związkowcy.
Dlatego właśnie Silesia trafiła pod młotek, a zaoferowane przez Gibson Group 250 mln zł (razem z VAT) wobec 11,5 mln zł ceny wywoławczej wydawało się najlepszym rozwiązaniem. Był on jedynym uczestnikiem przetargu, choć kopalnią Silesia zainteresowane były też: zarejestrowana w Holandii spółka New World Resources, właściciel czeskiego koncernu węglowego OKD oraz czeski koncern energetyczny CEZ.
Kompania sama w spółkę inwestować nie chciała, twierdząc, że się jej to nie opłaca. Koszty uruchomienia kolejnych złóż szacowano bowiem na 1-1,3 mld zł. - Gdybyśmy zainwestowali taką kwotę w innej kopalni, mielibyśmy większe zyski - mówił jeszcze w czerwcu "Parkietowi" Zbigniew Madej, rzecznik KW. Teraz spółka o swoich planach wobec Silesii nie mówi ani słowa. - Byliśmy pewni, że ją sprzedamy, więc nie szykowaliśmy żadnych planów alternatywnych. Przygotowuje je zespół pod kierownictwem wiceprezesa Jacka Korskiego i dopiero 30 września poznamy rozważane przez niego ścieżki rozwoju zakładu - dodał Madej.
Co poszło nie tak? Po parafowaniu umowy między KW a inwestorem wydawało się, że pozostała już tylko zgoda resortu gospodarki. Ten jednak miał wątpliwości, wynikające m.in. z bardzo niskiego kapitału zakładowego Gibsona (wynosi symboliczne 100 funtów). Ostatecznie, jak twierdzi KW, zawinił jednak inwestor, nie dostarczając w terminie (do 30 czerwca) wszystkich dokumentów wymaganych do przeniesienia własności i udzielenia koncesji na wydobycie surowca. Firma zbyt późno wystąpiła też do MSWiA o zgodę na nabycie działek.