akcje spada w krajach rozwiniętych, to tym bardziej spada w krajach o
większym ryzyku inwestycyjnym. Zależność jest tu prosta. Gdy jest dobrze,
to rośniemy mocniej, a gdy jest źle, to spadamy szybciej. Jeszcze lepiej
to widać w przypadku indeksu w Szanghaju. Długofalowe perspektywy dla Chin
są dobre, co nie przeszkadza, by główny indeks chińskich akcji spadł od
szczytu 60 proc. I wcale nie jest powiedziane, że to koniec tego ruchu.
Obecnie indeks ten znajduje się w okolicy 2400 pkt. a niektórzy oczekują
spadku do okolic 1800 pkt.
Wróćmy na chwilę do wątku z początku tekstu, a mianowicie do wspomnianych
dwóch zaskoczeń tego tygodnia. Pierwszym z nich byłą duża niższa od
prognoz dziura w amerykańskim bilansie handlowym. Mimo wysokich cen ropy
naftowej dynamika eksportu okazała się na tyle duża, że zniwelowała w
znacznej części zmianę wartości importu. Jedną z głównych przyczyn tego
stanu rzeczy jest oczywiście niska wartość dolara. Jest, choć ostatnio
dolar szybko się umacnia. Słaby dolar sprzyja amerykańskiemu eksportowi,
co sprawia, że ten sektor jest obecnie główną podporą amerykańskiej
gospodarki. Raz, że wynik w wymianie handlowej się poprawia, a dwa, że
firmy osiągające gros przychodów z zagranicy mają się znacznie lepiej od
tych, które swoje przychody opierają głównie na rynku wewnętrznym. Ta
poprawa jest z pewnością dobrą wiadomością, ale niestety nie wartości dolara też można
powiedzieć, ale na razie ostatnie umocnienie wydaje się być zbyt małe, a
już z pewnością zbyt krótkotrwałe, by uznać, że jesteśmy w fazie
długoterminowej fali umacniania się amerykańskiej waluty.
Drugą niespodzianką tego tygodnia jest wyższa od prognoz wartość
amerykańskiej inflacji. Także i tu słowo niespodzianka jest nieco na
wyrost, bo tak słaby dolar wspomagał eksporterów, co musiało przełożyć się
na wartość deficytu handlowego, tak wystarczająco wiele mówiło się o
zagrożeniu wyższą inflacją, by nie być zaskoczonym jej wzrostem. Można
przyjąć, że część umocnienia się dolara to właśnie efekt wyższej inflacji,
a więc wzrost oczekiwań co do daty pierwszych ruchów zacieśniających
politykę pieniężną w USA. Wydaje się jednak, że obawy inwestorów o
inflację w Stanach nie są aż tak silne. Wydaje się, że za wzrostem
wartości dolara w większym stopniu stoi zainteresowanie amerykańskimi
papierami skarbowymi. Tu mamy bowiem kolejny tydzień spadku i rentowności.
Wyższa inflacja, owszem zaniepokoiła, ale zapewne wytłumaczono to sobie
impulsem wynikającym z zastrzyku gotówki, jaki pojawił się na rynku w
wyniku programu rabatów podatkowych. Poza tym spadające ceny ropy i
słabnący rynek pracy to czynniki zmniejszające presję inflacyjną. Można
mieć wątpliwości do takiego podejścia, ale z rynkiem się nie dyskutuje.
Na koniec rzućmy okiem na dane, jakie pojawiły się w piątek. Wskaźnik
aktywności w rejonie Nowego Jorku okazał się wyższy od prognoz. Pewnie ta
wiadomość wielu mile zaskoczyła, ale faktycznie nie jest to tak pomyślana
publikacja. Za wzrost głównego wskaźnika odpowiada w zdecydowanym stopniu
wzrost subindeksu zapasów. Ten wzrósł bowiem aż o ponad 20 pkt. Spadł za
to subindeks nowych zamówień. Nieznacznie wzrósł subindeks zatrudnienia (o
1,8 pkt.), ale pozostał on drugi miesiąc z rzędu w strefie wartości
ujemnych (-4,5 pkt.), co wydarzyło się ostatnio w 2003 roku. Zatem i tak
średnio wiarygodny nowojorski wskaźnik tym razem jest jeszcze mniej
wiarygodny. Z wieszczeniem poprawy w przemyśle lepiej poczekać do
publikacji pozostałych wskaźników regionalnych.
Produkcja przemysłowa w USA wzrosła w lipcu o 0,2 proc., ale istnieje
ryzyko, że ta poprawa nie będzie trwała zbyt długo. Pomocny tu może być
wspomniany wyżej bilans handlowy. Dobra sytuacja w branży eksportowej nie
tylko nie jest wystarczającą, ale i ona może wkrótce ucierpieć. Analitycy
Economy.com przypominają szczegóły publikacji lipcowego wskaźnika ISM,
który może sygnalizować przyszłe osłabienie branży eksportowej. Na rynek
wewnętrzny amerykańskie firmy nie mają co liczyć, co pokazują ostatnie
wskaźniki konsumpcji. Opublikowany w piątek wskaźnik nastrojów okazał się
nieznacznie lepszy od prognoz. Ta niewielka różnica może cieszyć, bo za
ten wzrost odpowiada m.in. wzrost subindeksu oczekiwań konsumentów, który
jest wyraźnie skorelowany ze zmianami wielkości konsumpcji. Wzrost
subindeksu wyniósł 3,3 pkt. Analitycy są sceptyczni co do trwałości tej
zwyżki. Zwracają uwagę, że może za tym stać fakt spadających cen surowców
energetycznych, które także są powiązane z wielkością konsumpcji
(oczywiście współczynnik korelacji jest ujemny). Ten czynnik na razie
trudno uznać za stały.
Kamil Jaros