Wczoraj rano, kiedy centrum Warszawy rozpoczynało swój dzień pracy, w południowych częściach stolicy zabrakło prądu. Bez zasilania znalazły się Stegny, Mokotów, Ochota, Ursynów, Imielin i Służewiec, które obsługuje RWE Stoen Operator. Problemy miała również stacja energetyczna Konstancin, obsługiwana przez Zakład Energetyczny Warszawa-Teren. Wczoraj przez cały dzień nie udało się ustalić rzeczywistej przyczyny trwającej pół godziny awarii, ale teorii jest kilka.
Kto weźmie na siebie winę
- To lokalna awaria RWE Stoen, związana z wyprowadzeniem mocy z elektrowni Siekierki (przesyłem prądu z siłowni do sieci - red.)- powiedział rano rzecznik PSE Operator, Dariusz Chomka. Jednak według zajmującego się wyprowadzeniem mocy z Siekierek RWE Stoen sprawa wygląda inaczej. - Problemy zaczęły się od awaryjnego wyłączenia bloku numer 9 w Elektrociepłowni Siekierki - powiedziała nam Magdalena Borek-Dwojak, odpowiedzialna w spółce za kontakty z mediami.
A co na to zarządzający zakładem w Siekierkach Vattenfall? - Potwierdzamy, że na pół godziny przed kłopotami z zasilaniem w stolicy doszło do awarii jednego z dwóch pracujących bloków na Siekierkach. Drugi z bloków pozostał w ruchu, przejmując większość obciążenia tego wyłączonego - wyjaśnił Łukasz Zimnoch, rzecznik Vattenfalla. Jednak zasilanie spadło - i w tej sytuacji Warszawa powinna dostać więcej mocy z innych źródeł, aby nie doszło do przerwy w dostawach prądu. Tak się nie stało. - Krajowy system energetyczny jest od tego, aby móc "uratować" poziom zasilania w takich chwilach. Podobne awarie zdarzają się w energetyce często i zwykle nie powodują zakłóceń w zasilaniu odbiorców, gdyż są kompensowane przez inne źródła zasilania. Nie udało się to, co potwierdza naszą opinię, że w kraju brakuje rezerw mocy wytwórczych i przesyłowych - komentuje.
Co rzeczywiście się stało