Sfinalizowanie przejęcia Banku BPH przez Pekao zajęło ponad dwa lata i należało do najtrudniejszych operacji w całym procesie przejęcia niemieckiej grupy HVB (właściciela BPH) przez włoski UniCredit (kontrolujący Pekao).
Najpierw włoski inwestor i menedżerowie Pekao musieli zmierzyć się z dużą niechęcią wobec fuzji niemal z każdej strony - począwszy od ówczesnego rządu, przez pracowników aż po klientów przejmowanej instytucji. Potem trzeba było kolejnego wysiłku w celu zrealizowania ogromnego projektu.
Przy tym problemów i niedociągnięć nie brakowało. Wystarczy przypomnieć, ile było w ciągu kilku miesięcy po fuzji w gazetach tekstów wytykających kolejne potknięcia banku, utrudniające życie klientom. A przecież do dziennikarzy trafia zwykle tylko niewielka część informacji.
Teraz zaś okazuje się, że w wyniku tego połączenia nie stworzono dodatkowej wartości. A wręcz przeciwnie. Trudno bowiem inaczej wyjaśnić fakt, że zsumowane zyski Pekao i BPH sprzed podziału są wyższe niż obecnie, a na posiadacza każdej akcji powiększonego Pekao obecnie przypada mniej zysku niż rok temu, chociaż sam bank chwali się, że poprawił wynik o ponad połowę.
Na pełną ocenę przyłączenia większej części BPH do Pekao z całą pewnością jest jeszcze za wcześnie (musi być jakiś powód, dla którego zwykle przy fuzjach jej twórcy na efekty każą czekać dość długo). Być może to, że powstał największy gracz na naszym rynku, pomoże mu rozwijać się i osiągać coraz lepsze wyniki szybciej niż gdyby do połączenia nie doszło.