Ale jeśli spojrzymy na wykres WIG, to widzimy, że w trakcie obecnej bessy rynek nie spadł jeszcze tak mocno, jak w latach 2000-2002, choć zwyżki poprzedzające obecną dekoniunkturę były znacznie silniejsze niż z przełomu wieków. Czy to nie oznacza, że wcale tak szybko rynek byka nie powróci?
Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę ruch od szczytu do dołka, hossa internetowa przyniosła większą zmianę - 49 proc. wobec 44 proc. Myślę, że dużego spadku już nie będzie, choć oczywiście nie można go wykluczyć, raczej jednak spodziewałbym się konsolidacji. Dlatego, moim zdaniem, to dobry czas na stopniowe kupowanie akcji. Trzeba jednak pamiętać, że w krótkiej perspektywie, czyli roku czy dwóch lat, to jest wciąż ryzykowna inwestycja. Jeśli chodzi o spekulantów - myślę, że dzisiaj szczególnie trudno będzie odgadnąć, który moment jest momentem zwrotnym na warszawskim parkiecie.
Myśli Pan, że po najdłużej trwającym i ustanawiającym rekordowe szczyty rynku byka powinniśmy teraz spodziewać się najdłuższego i z najniższymi dołkami rynku niedźwiedzia?
Tak i nie, ale raczej nie (śmiech). Myślę, że trend średnio 12-proc. wzrostu WIG rocznie, z jakim mamy do czynienia dotychczas, jest świadectwem dobrych perspektyw polskich spółek i polskiej gospodarki. Brakuje fundamentalnych przyczyn dla bardzo głębokiej bessy.
No właśnie, jak Pan interpretuje tę różnicę między dobrymi fundamentami naszych spółek i tym, jak bardzo ceny ich akcji spadły? Widać silną korelację między głównym indeksem warszawskiej giełdy a giełdy amerykańskiej? Czy możemy mówić tu o wspomnianych lemingach?
Myślę, że ta wysoka korelacja wynika z szeroko pojętej globalizacji.
Ale jeśli spojrzymy na Chiny, Rosję czy Brazylię, to tak silnej korelacji nie zobaczymy. Wiadomo, że te rynki mają swoją specyfikę, jednak czy nie podlegają globalizacji?
Zauważmy jednak, że te wszystkie rynki są w trendzie spadkowym. Myślę, że to, co dzieje się na giełdach, nie jest wprost powiązane z tym, co dzieje się w gospodarce. Giełda niejako wyprzedza wydarzenia w gospodarce. Tak bym tłumaczył dzisiejsze rozbieżności np. na warszawskim parkiecie. I choć fundamenty gospodarki polskiej oceniam bardzo dobrze, to spowolnienie jej pewnie nie ominie - właśnie ze względu na globalizację. Inne europejskie gospodarki charakteryzują się gorszymi fundamentami, ale Polska nie może pozostać jedynym odpornym krajem na globalne spowolnienie .
Pana zdaniem światowa gospodarka ma się dziś najgorzej od niepamiętnych czasów?
Myślę, że aż tak fatalnie nie będzie. Zasadniczym problemem dzisiaj jest oczywiście zadłużenie społeczeńJednak niebezpiecznie zadłużonych jest pewnie nie więcej niż pół miliarda ludzi. A zatem większość mieszkańców świata nie boryka się z takim problemem. Dlatego myślę, że ostatecznie świat wcale nie dozna dużego spowolnienia. Będą pewnie w tym zakresie spore dysproporcje między krajami. Polska należy do tej grupy krajów, których mieszkańcy nie mają dużych problemów ze spłacaniem kredytów.
A co Pan sądzi o takim scenariuszu: dotychczasowa bessa w dużej mierze spowodowana była problemami sektora nieruchomości i finansowego - głównie na skutek niespłacanych kredytów. Jednak teraz te problemy, szczególnie z sektora finansowego, zaczynają przekładać się na realną gospodarkę - banki w obawie przed "złymi kredytami" nie chciały pożyczać pieniędzy i teraz dopiero zobaczymy to w wynikach firm, którym brakowało środków na rozwój. Widać to już we wskaźnikach makroekonomicznych - na świecie rośnie bezrobocie, spadają wydatki konsumpcyjne. Czy nie sądzi Pan, że ta fundamentalna część bessy wciąż jest jeszcze przed nami?
Takiego scenariusza nie da się wykluczyć. Jednak ja bardziej skłaniam się ku scenariuszowi na tyle silnych fundamentów gospodarek, że oddziaływanie kryzysu z sektora nieruchomości i finansowego ich nie załamie. Oczywiście, tak jak mówiłem, nie spodziewam się rynku byka już jutro. Jednak powoli giełdy będą w jego stronę zmierzać. Taki idealny moment dla spekulantów na wchodzenie na rynek akcji nastąpi pewnie wówczas, gdy tytuły gazet będą mówić właśnie o recesji czy gigantycznym bezrobociu. Bo rynki przecież już będą to miały zdyskontowane znacznie wcześniej i wówczas zaczną naprawdę zyskiwać na wartości.
Nie sądzi Pan, że już teraz takie tytuły czytamy?
Rzeczywiście się pojawiają, ale raczej ostrzegają, niż mówią o faktach. Dopiero gdy tak się stanie, wszyscy rzeczywiście powiedzą: "mamy już recesję". A na rynku już takie stwierdzenia będą wcześniej zdyskontowane.
W ostatnich kilku tygodniach obserwowaliśmy dramatyczne umocnienie się dolara i dramatyczne spadki na rynkach surowców. Co to Pana zdaniem oznacza? Czy to jest koniec hossy na rynku towarów?
Sądzę, że hossa na rynku towarów będzie kontynuowana. Od wczesnych lat 90. do 2004 roku ceny towarów spadały. To bardzo długi okres jak na jeden trend. Tym bardziej było to dziwne, że gospodarki notowały wzrost, na giełdach również była hossa. Teraz przyszedł w końcu czas na te rynki. Dlaczego? Bo zmieniła się mentalność społeczeństwa - ludzie chcą coraz więcej jeść, mieć coraz więcej samochodów. Zatem raczej traktowałbym ruchy z ostatnich tygodni jako korektę.
Czy to nie jest kolejne potwierdzenie nieracjonalnego, ale właśnie na wzór lemingów, zachowania rynkowych graczy - w tym przypadku stronienia od rynku towarów? Przecież społeczeństwo chciało więcej jeść i więcej mieć już pod koniec lat 90.
Lata 90. i obecne to trochę różny czas. Było mniej rozwiniętych gospodarek. Chiny, wielki eksporter, nie były członkiem Światowej Organizacji Handlu. Polska nie należała do Unii Europejskiej. Tutaj znowu wracamy do oderwania rzeczywistości od myślenia inwestorów, co właśnie powoduje efekt leminga. Inwestorom trudno było sobie wyobrazić, jak wzrośnie zapotrzebowanie społeczeństwa na surowce.
Co Pan sądzi o mocnym złotym w ostatnich miesiącach i jego silnej korelacji z parą EUR/USD? Czy to wynik jedynie spekulacji, czy może fundamentalnej gry?
Na pewno wiele jest spekulacyjnych pozycji otwartych na tym rynku. Dużą rolę odgrywają tu kredyty - Polacy dzisiaj nie są zainteresowani kredytami złotówkowymi, tylko we frankach. To świadczy o złym wyczuciu rynku i oznacza wskakiwanie do tonącej łodzi. Dlatego w notowaniach złotego widzę spory potencjał do bańki spekulacyjnej.
Dziękujemy za rozmowę.