Miało być lepiej, a niestety, było niemal tak samo. Fatalna aktywność, fatalna zmienność cen i fatalny obrót. Na dodatek to już drugi taki dzień z rzędu. Ostatni tydzień wakacji "wywiał" chyba wszystkich na urlopy, bo nie ma komu składać zleceń. Po takiej sesji oczywiście trudno wyciągać jakieś wnioski. Drugi dzień spadku wskazywałby na przewagę podaży, ale co to za przewaga, gdy po dwóch sesjach sumaryczny obrót nawet nie sięga wartości obrotu na średniej sesji. Źaden wniosek wysnuty na bazie ostatnich zmian cen nie jest wiarygodny, bo może być zanegowany jedną większą akcją popytu. Zatem, co z tego, że ceny spadają? Nic. Niedźwiedziom to na rękę, ale stan błogości może szybko przejść w stan złości.
Zapomnijmy na razie o cenach. W końcu to, że rynek wczoraj spadł, nie oznacza, że mamy do czynienia z jakimś przełomem. Zwróćmy raczej uwagę na dane, jakie pojawiły się tego dnia. Sprzedaż detaliczna nadal ma się całkiem dobrze, co w połączeniu z zachowaną dynamiką płac zdaje się podtrzymywać procesy inflacyjne.
Spadek stopy bezrobocia jest tu czynnikiem potwierdzającym polepszającą się sytuację negocjacyjną pracowników. Skrupulatnie zresztą wykorzystywaną, zwłaszcza tam, gdzie siła pracowników jest zorganizowana. Od kilku dni mówi się o protestach pracowników KGHM. Zarząd spółki nie godzi się na podwyżki płac, które są głównym postulatem protestujących zrzeszonych w związkach zawodowych. Wprawdzie pracownicy KGHM otrzymali już podwyżki w styczniu, ale teraz żądają kolejnej. Motywują to wzrostem kosztów utrzymania, czyli po prostu inflacją. Robi się ciekawie, bo tu mamy modelową sytuację wyższych oczekiwań płacowych, wynikających z czynników znajdujących się poza spółką. Jeśli zarząd się podda, a w KGHM zwykle tak się dzieje, to spółka poniesie wyższe koszty, których raczej nie może przerzucić na cenę produkcji, bo ta wynika z uwarunkowań na rynkach światowych. Odbije się to więc na rentowności. Inni przedsiębiorcy w podobnej sytuacji będą mieli więcej możliwości przerzucenia wyższych oczekiwań płacowych na cenę końcowego dobra.
Obecna sytuacja na rynku pracy raczej uniemożliwia dużą rotację pracowników. Ta możliwość jest tym mniejsza, im wyżej dany pracownik stoi w hierarchii przedsiębiorstwa. W efekcie mamy proces wyższych cen końcowych, czyli wyższą inflację.