Choć negocjacje w sprawie emerytur pomostowych potrwają w Komisji Trójstronnej jeszcze do 10 września, rząd zapowiada, że zbyt wielu zmian nie przewiduje. - Tego, ile osób będzie uprawnionych do wcześniejszych świadczeń, dowiemy się dopiero na przełomie roku, ale nie powinno być ich więcej niż 190 tysięcy - mówiła wczoraj minister pracy Jolanta Fedak. Wcześniej rząd mówił o 130 tysiącach uprawnionych.
Zmianie uległy też wstępne szacunki kosztu wypłat. Wcześniej mówiono o maksymalnie 400 mln zł rocznie, teraz o 600 mln.
Biorąc pod uwagę obecne koszty wypłat wcześniejszych emerytur, wynoszące około 2 mld zł rocznie, jest to i tak niewielka kwota. Jednak nie można zapominać, że przez kolejne lata podatnicy będą musieli dopłacać i do nowych emerytur pomostowych, i wcześniejszych świadczeń przyznanych w poprzednich latach.
Rząd dokonał wielu ustępstw wobec związkowców, starając się zachować sens ustawy, w której najważniejsze są kryteria medyczne oraz oszczędności budżetowe. Poszerzył listę zawodów wykonywanych w uciążliwych warunkach oraz związanych z bezpieczeństwem społecznym o dodatkowe kategorie. Nie zgodził się na włączenie do pomostówek wszystkich nauczycieli, ale ustąpił w sprawie tych, którzy pracują w rzeczywiście trudnych warunkach - w poprawczakach i ośrodkach wychowawczych. Związki jednak nadal są niezadowolone i szykują kolejne protesty.
- Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by ustawa weszła w życie przed końcem roku, bo stare uprawnienia do wcześniejszych emerytur wtedy wygasają - mówi nam Agnieszka Chłoń- Domińczak, wiceminister pracy. Związki mają nadzieję, że rząd nie zdąży - i po prostu wydłuży obowiązywanie wcześniejszych przepisów. Dlatego Fedak po raz kolejny apelowała wczoraj o konstruktywną pracę partnerów społecznych.