Słaba oferta polskich uczelni

Z Jackiem Kochanowskim, doktorem socjologii z Uniwersytetu Warszawskiego, o planowaniu kariery i ofercie uczelni wyższych w Polsce rozmawia Piotr Rutkowski

Aktualizacja: 26.02.2017 14:15 Publikacja: 29.08.2008 11:25

Panie Doktorze, czy to prawda, że znaczna część rodziców zaczyna planować karierę swojego dziecka już w przedszkolu?

Nie tylko od przedszkola, ale znacznie wcześniej, ponieważ żeby zapisać dziecko do renomowanego przedszkola, bardzo często młodzi zapobiegliwi rodzice muszą podjąć decyzję już na etapie ciąży. Ale, oczywiście, ta sama zasada dotyczy szkół podstawowych, gimnazjów, liceów, w związku z czym im wcześniej zaczyna się planować karierę, tym większe są szanse na dobrą szkołę.

Czym obecnie kierują się młodzi ludzie przy wyborze kierunków studiów?

Bardzo trudno jest znaleźć racjonalne wzory podejmowania decyzji przez studentów, ponieważ, jak się okazuje, bardzo często kierują się namowami kolegów albo jest to realizacja aspiracji rodziców.

Jeśli pyta się studentów o powody, dla których wybierają taki lub inny kierunek, to często wskazują na chwilowe mody, np. w danym sezonie przeczytali, że na Uniwersytecie Warszawskim jest dużo kandydatów na japonistykę i arabistykę, więc działa zasada owczego pędu. Powodem bywa także niewielka odległość uczelni od ich miejsca zamieszkania oraz koszt studiów. Poza tym większość uniwersytetów dopuszcza możliwość składania aplikacji na dowolną liczbę kierunków. Przyszli studenci składają podania na wszystkie możliwe kierunki i oczywiście na te wymarzone dostaje się niewielu, w związku z czym zazwyczaj lądują na kierunkach przypadkowych. Tak można wytłumaczyć fenomen popularności np. pedagogiki. Ponieważ studiowanie na tym wydziale wydaje się czymś bardzo łatwym, rezultat jest taki, że pedagogika przeżywa oblężenie, bo gdzieś ci wszyscy, którzy się nie dostali, muszą studiować. Fenomen popularności tego kierunku jest o tyle interesujący, że szkoły prywatne, analizując statystki, też otwierają kierunki pedagogiczne i mamy do czynienia z samonapędzającym się mechanizmem.

To bardzo duży problem. Warto wiedzieć, jak wygląda to w innych krajach, np. w Australii. Tam już na etapie szkół podstawowych i średnich przez cały czas kontakt z dziećmi mają doradcy zawodowi, którzy je "kierunkują". Państwo wydaje bardzo duże pieniądze na to, by uczniowie szkół różnych poziomów byli przygotowani do wyboru takiego kierunku studiów, który rzeczywiście jest zgodny z ich predyspozycjami osobowościowymi i intelektualnymi i który przygotowuje ich do satysfakcjonującej pracy.

Na co pracodawcy zwracają większą uwagę: na ukończoną uczelnię czy kierunek studiów?

Jeśli chodzi o uczelnię, to znaczenie mają te najbardziej renomowane: Szkoła Główna Handlowa, Uniwersytet Warszawski, Uniwersytet Jagielloński. Ale dla pracodawców przede wszystkim ważne są praktyczne umiejętności, które posiada absolwent. W tej chwili właściwie przestaje się już liczyć ukończenie renomowanej uczelni i wbrew pozorom dyplom SGH nie daje gwarancji takiej jak na początku lat 90., że będzie się w przyszłości świetnie zarabiać. Wielu pracodawców woli zatrudnić studenta czy absolwenta uczelni prowincjonalnej, której absolwent zgodzi się na mniejsze uposażenie, a jednocześnie będzie bardzo często reprezentował podobny albo nawet wyższy poziom przygotowania zawodowego niż absolwent renomowanego uniwersytetu.

Przykładem może być resocjalizacja. Absolwenci tego kierunku po uniwersytetach mają większe trudności ze znalezieniem pracy niż absolwenci resocjalizacji po mniejszych wyspecjalizowanych uczelniach, ponieważ w tych wyspecjalizowanych uczelniach większy nacisk kładzie się na praktykę, a w szkołach państwowych na teorię. Jeżeli ktoś będzie pracował w więzieniu, to musi być raczej praktykiem przygotowanym do wykonywania tego zawodu, a nie osobą znającą rozmaite niuanse prawne, które i tak w polskiej teorii więziennictwa nie mają zastosowania.

Teraz ktoś, kto kończy studia, musi mieć już doświadczenie zawodowe. Pracodawcy najchętniej widzieliby 25-letnich pracowników z 15-letnim doświadczeniem zawodowym.W jaki sposób można zwiększyć swoje szanse już w czasie studiów na znalezienie późniejszego zatrudnienia?

Wszystkie standardy nauczania, którymi uczelnie wyższe muszą się kierować, planując swoje kierunki studiów, przewidują obowiązkowe praktyki. Zazwyczaj jest to od czterech do sześciu tygodni na wszystkich kierunkach. To jest pewne minimum, które, oczywiście, nie wystarcza. Najbardziej widać to na kierunkach ekonomicznych, gdzie już od drugiego roku studenci starają się przez cały czas mieć kontakt z pracodawcami. Na wczesnym etapie studiów, ale czasami przez całe studia, oznacza to po prostu pracowanie za darmo. Tylko po to, żeby móc sobie później wpisać do CV zdobyte doświadczenie zawodowe.

Uczelnia jest miejscem, gdzie przede

wszystkim dostarcza się teorii. A praktyka jest na drugim miejscu. Z tego powodu w projektowanej reformie, którą zapowiedziało Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, planuje się szersze włączenie pracodawców do procesu dydaktycznego. Pracodawcy muszą być włączeni do toku dydaktycznego, ponieważ muszą mieć wpływ na przekazywane studentom treści, dzięki czemu będą ich przygotowywać do własnych potrzeb.

Bardzo dobrym przykładem jest współpraca Uniwersytetu Łódzkiego z pracodawcami w Łodzi. Duże koncerny bardzo często nie tylko oferują praktyki i staże, ale też ustalają programy poszczególnych przedmiotów i starają się je współprojektować z przedstawicielami uczelni.

Dla studenta obecnie zasadniczą sprawą, jeśli chodzi o maksymalizację swoich szans na odniesie sukcesu, jest współpraca z pracodawcami w celu zdobywania maksymalnej liczby staży.

Co jest lepszym wstępem do kariery zawodowej: studiowanie dwóch kierunków jednocześnie czy łączenie studiów z pracą?

(śmiech). Najlepiej studiować dwa kierunki i jeszcze łączyć to z pracą. Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć, co jest lepszą strategią, ponieważ to zależy od kierunku studiów i od tego, co dana osoba zamierza robić w przyszłości.

Wiadomo, że np. jeśli ktoś chce się zajmować psychologią reklamy, to bardzo dobrze by było, gdyby studiował zarówno psychologię, jak i marketing, ale jednocześnie nie znajdzie pracy w dobrej firmie marketingowej, jeśli oprócz studiowania tych dwóch kierunków nie będzie miał doświadczenia zawodowego zdobytego na etapie studiów. Trzeba robić wszystko, żeby maksymalizować swoje szanse. Można np. pytać ludzi, którzy już pracują w danym zawodzie, co, ich zdaniem, będzie najlepiej widziane przez pracodawców w danej branży i do tego dostosowywać swoje możliwości.

Po jakich studiach w tej chwili najłatwiej znaleźć pracę? Czy humaniści są jeszcze potrzebni?

Jakiś czas temu Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego ogłosiło spis kierunków zamawianych. Okazało się, że brakuje specjalistów od nauk ścisłych i zaawansowanych technologii, czyli informatyków, nanotechnologów, matematyków.

Mamy przy tym nadprodukcję na kierunkach, takich jak pedagogika, socjologia, psychologia, zarządzanie i marketing. To wynika z mody na dane kierunki i oczywiście tę klęskę urodzaju zapewniają przede wszystkim uczelnie niepubliczne, które tej modzie ulegają. Na przykład, kierunek zarządzanie i marketing na początku lat 90. był do pewnego stopnia uzasadniony, bo brakowało tego typu specjalistów. Potem przyszedł czas na psychologię i socjologię. W tej chwili jest moda na egzotyczne kierunki, np. japonistykę. Tylko w Łodzi otwarto w tym roku trzy wydziały japonistyki.

To błędne koło, ponieważ szkoły wyższe, otwierając nowe wydziały, nie opierają się na żadnej analizie trendów rynkowych czy lokalnych rynków pracy. Właśnie w tym momencie niezbędna byłaby konsultacja pracowników, menedżerów, kadry zarządzającej, ponieważ oni mogą powiedzieć, jakiego rodzaju specjalistów potrzebują. Na przykład, wiele koncernów uruchamia w Polsce swoje centra outsourcingowe, gdzie umieszczają np. księgowość, i okazuje się, że warto otwierać takie kierunki, jak finanse i rachunkowość. Polecam państwu przeanalizowanie, w ilu szkołach niepublicznych jest kierunek: finanse i rachunkowość. Prawie ich nie ma, to jeden z najrzadszych kierunków.

Co więc warto studiować?

Ukończenie np. socjologii nie daje dziś żadnej gwarancji. Wszystko zależy od wybranej specjalności czy ewentualnych kursów podyplomowych ukończonych już w trakcie studiów. Żaden kierunek nie gwarantuje stuprocentowej pewności znalezienia pracy. Co więcej, narasta odsetek bezrobotnych wśród osób z wyższym wykształceniem. I to po kierunkach, zdawałoby się rynkowych, jak ekonomia czy zarządzanie i marketing.

Czy warto więc decydować się na kierunki, do których zamierza dopłacać rząd, jak np. budownictwo czy mechatronika? Czy po nich znalezienie pracy jest pewne?

Z pewnością w tej chwili brakuje tego typu specjalistów, ale czy te kierunki gwarantują pracę? Nie jestem tego pewny. Samo pójście na mechatronikę nie gwarantuje znalezienia pracy, ponieważ zależy to po pierwsze od tego, czy uczelnia współpracuje z pracodawcami, którzy poszukują tego typu specjalistów i czy będą oni przygotowani do wykonywania tego zawodu.

Trudno jest mi sobie wyobrazić, że instytuty mechatroniki nie współpracują w ogóle z pracodawcami.

Te uczelnie to przede wszystkim państwowe uniwersytety i politechniki. A akurat tam jest bardzo trudno, jeśli chodzi o współpracę z pracodawcami. Na przykład, pomysł, żeby na uniwersytecie wpływ na plan studiów mieli też pracodawcy, to dla większości profesorów pomysł z księżyca.

Od pewno czasu nie ma już studiów jednolitych. Czy często zdarzają się sytuacje, że np. ktoś po trzech latach studiów inżynierskich później przez dwa lata uczył się czegoś zupełnie innego?

Koncepcja lizbońskiej reformy szkolnictwa wyższego polegała właśnie na tym, że utworzenie trzech stopni studiów wyższych miało umożliwić absolwentom zmianę specjalizacji.

Taka była idea. To znaczy, że np. po ukończeniu studiów licencjackich w zakresie psychologii można zrobić studia magisterskie w zakresie ekonomii, a potem doktorat z filozofii. Teoretycznie taka możliwość istnieje. Niestety, to tylko teoria. W praktyce szkolnictwa wyższego w Polsce wydaje się, że pomysł jest całkowicie nietrafiony. Standardy kształcenia w zakresie pierwszego i drugiego stopnia zostały skonstruowane w ten sposób, że właściwie cały program nauczania z danego zakresu studiów magisterskich został wtłoczony do pierwszego stopnia, w związku z czym na studiach drugiego stopnia pozostały w zasadzie seminaria magisterskie. W związku z tym w zasadzie nie wiadomo, po co są te studia drugiego stopnia i w zasadzie nie wiadomo, dlaczego studia pierwszego stopnia nazywają się studiami o charakterze zawodowym. Niestety, cały ten plan spalił na panewce. Państwowe uczelnie wyższe - uniwersytety i politechniki - bardzo niechętnie zgadzają się na przechodzenie pomiędzy kierunkami studiów. Zarówno pomiędzy studiami licencjackimi i magisterskimi, ale również wtedy, kiedy ktoś po studiach magisterskich przychodzi i próbuje robić doktorat z innej specjalności niż ma magistra. Musi uzupełniać minima programowe i zazwyczaj jest traktowany podejrzliwie, jako osoba, która sama nie wie, czego chce. A tymczasem żyjemy w czasach, w których interdyscyplinarność i wszechstronne przygotowanie jest jak najbardziej cenione.

Być może warto wprowadzić rozwiązanie ze Stanów Zjednoczonych. Tam na pierwszym roku studiów nie wybiera się kierunku, tylko wybiera się przedmioty i ma się czas na podjęcie decyzji o przyszłej ścieżce dydaktycznej.

Jak wygląda oferta studiów podyplomowych w tej chwili? Co uczelnie wyższe oferują swoim absolwentom?

To ma związek z poprzednim pytaniem. W sytuacji kiedy ceniona jest raczej jednorodność studiów pierwszego i drugiego stopnia, bardzo często jedyną możliwością zdobywania różnorodnej wiedzy, ale także umiejętności jest ukończenie studiów podyplomowych. Co ważne, bardzo wiele uczelni wyższych umożliwia studentom czwartego i piątetak aby po otrzymaniu dyplomu magistra mieli je jednocześnie ukończone. Ważnym motorem napędowym studiów podyplomowych w Polsce jest ich dofinansowywanie ze środków unijnych (EFS) - ma to dostosowywać kwalifikacje przyszłych pracowników do potrzeb rynkowych. To łatwy sposób na zmianę kwalifikacji zawodowych.

Dziękuję za rozmowę.

fot. M. Pstrągowska

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy