W zakładach Boeinga zrobiło się gorąco. Kierownictwo firmy, drugiego na świecie po Airbusie producenta samolotów pasażerskich, ma nadzieję, że ponad jedna trzecia mechaników zaakceptuje ofertę dotyczącą 11-proc. podwyżki płac w okresie trzech lat oraz zasad systemu premiowego.
Obecnie średnia płaca mechanika pracującego przy montażu samolotów i produkcji części wynosi 54 tys. dolarów rocznie, ale ponad 4 tys. zarabia mniej niż 30 tys. USD. Wczoraj 27-tysięczna rzesza tych pracowników w stanach Waszyngton, Kansas i Oregon głosowała, czy jest za przyjęciem propozycji kierownictwa, czy też opowiada się za strajkiem. Jeśli dwie trzecie opowiedziały się za strajkiem, rozpocznie się on dzisiaj. Protest oznaczałby zatrzymanie produkcji i dalsze opóźnienie dostaw Boeinga 787 Dreamlinera. Sprzedano już 895 tych maszyn o wartości 155 mld USD. Kilka kupiły PLL LOT.
Jak szacuje Howard Rubel, analityk branży lotniczej w Jefferies & Co, każdy dzień przestoju kosztowałby firmę 120 mld USD w postaci utraconych przychodów. 28-dniowy strajk we wrześniu 2005 roku obniżył zysk w II półroczu o 300 mln USD.
Groźba strajku spowodowała, że wczoraj część inwestorów pozbywała się akcji chicagowskiego koncernu.
Powiększa się przepaść między Boeingiem a jego kanadyjskim konkurentem Bombardierem. Kursy akcji obu firm coraz bardziej się rozjeżdżają, i to na korzyść tego mniejszego producenta samolotów pasażerskich. W tym roku notowane na giełdzie w Toronto akcje Bombardiera podrożały 35 proc., papiery zaś Boeinga na nowojorskiej NYSE poleciały w dół 25 proc. Najwięcej akcji Bombardiera kupiły Fidelity Investments Canada, AGF Management i Synergy Asset Management.