Brytyjczycy kupili w zeszłym miesiącu tylko 63,2 tys. nowych samochodów, aż o 19 proc. mniej niż rok wcześniej. To najgorszy sierpniowy wynik sprzedaży od 1966 r. Także za Atlantykiem branża nie może wyjść z kryzysu. Tam sprzedaż aut spadła już dziesiąty raz z rzędu.

Powód tak słabego zainteresowania konsumentów zakupem pojazdów jest w wypadku tych i innych rynków podobny - gospodarki zwalniają, natomiast ceny paliw są bardzo wysokie. W Wielkiej Brytanii sprzedaż stanęła jednak dopiero w ostatnich miesiącach. W poprzednich spadek był umiarkowany. Jak wynika z danych Society of Motor Manufacturers & Traders, od stycznia do sierpnia br. zarejestrowano łącznie 1,46 mln nowych aut osobowych, o 3,8 proc. mniej niż w porównywalnym okresie 2007 r.

W USA, największym rynku motoryzacyjnym na świecie, w sierpniu sprzedało się 1,25 miliona samochodów, co oznacza 15,5-proc. spadek skali roku. Odwrót od salonów dilerskich zaczął się jeszcze jesienią zeszłego roku i, zdaniem specjalistów, sytuacja nie poprawi się zbyt prędko. - Może pod koniec 2009 r. albo w 2010 r. zobaczymy pierwsze oznaki ożywienia - skomentował Jim Press z zarządu Chryslera.

Ten amerykański producent razem z General Motors i Fordem tworzą tzw. wielką trójkę z Detroit. Te trzy koncerny najmocniej odczuwają dekoniunkturę (sprzedaż aut Chryslera była w sierpniu w USA mniejsza aż o 34 proc., a Forda o 26 proc.), bo przez lata wypuszczały na rynek duże, przestronne samochody typu SUV czy pikap, obecnie zaś konsumenci znacznie bardziej cenią sobie małe, oszczędzające benzynę pojazdy, najlepiej o napędzie hybrydowym. Takie mają w ofercie producenci azjatyccy. Wcześniej pomiędzy amerykańskich liderów wdarła się Toyota, a w ostatnim miesiącu udało się to Hondzie, która sprzedała więcej pojazdów niż Chrysler.

GM, Ford i Chrysler kontrolowały w sierpniu 45,3 proc. amerykańskiego rynku, przy 42-proc. udziale firm z Azji.