Kilkanaście lat temu przewidywał Pan, że branżę piwną czeka mnóstwo transakcji konsolidacyjnych i zapowiadał, że SABMiller nie będzie przy nich tylko widzem. Tak rzeczywiście się stało, a prowadzona przez Pana korporacja była bardzo aktywna w zdobywaniu nowych rynków. Czy są jeszcze jakieś cele, których nie osiągnęliście? Czy są kraje, gdzie chcielibyście działać, a jeszcze Was tam nie ma?
Ciężko odpowiedzieć na to pytanie. Jest jeszcze sporo rynków, na których chcielibyśmy być lub poszerzyć naszą skalę działania. Dla globalnego gracza nie jest to jednak takie proste, jak mogłoby się wydawać. Proszę zauważyć, że rynek piwa jest w zasadzie rynkiem lokalnym, a nie globalnym, dlatego trudno jest wprowadzać swoje marki międzynarodowe do zupełnie nowych krajów czy regionów. A przynajmniej zajmuje to relatywnie dużo czasu i jest kosztowne. Do tego nigdy nie ma pewności, że takie marki zadomowią się na danym rynku.
Nasza strategia, podobnie jak innych dużych firm browarniczych, polega na wyszukiwaniu możliwości przejęć na tych lokalnych rynkach. Jeżeli takie się znajdzie, łatwiej jest rozwinąć się na danym rynku. Jeżeli nie, to wejście jest niezwykle trudne.
Jest jeszcze sporo miejsc, w których chcielibyśmy być obecni. Najbardziej atrakcyjne regiony to niektóre mniejsze kraje Ameryki Południowej, ale także Azji czy Afryki.
Kilka tygodni temu doszło do połączenia dwóch czołowych firm z branży piwnej na świecie. Belgijski In-Bev przejął amerykański Anheuser-Busch. Jak daleko, Pańskim zdaniem, może się posunąć konsolidacja? Czy ostatecznie zostaną tylko dwa, trzy gigantyczne koncerny?