W czasie wakacji spółki, które przekładały oferty publiczne, zapewniały, że do tematu wrócą we wrześniu. Szkolne korytarze ożyły już tydzień temu. Nic nie wskazuje jednak na to, że zmiana nastąpi również na rynku pierwotnym.

W 2007 r. na pniu sprzedawały się prawie wszystkie oferty. Kolejne przedsiębiorstwa informowały o dużych redukcjach zapisów na akcje. Debiutantów rozpieściła panująca na rynku koniunktura. W tym roku powróciła jednak szara rzeczywistość. To spółki muszą prężyć muskuły przed inwestorami, a ci stali się wyjątkowo wybredni. Jeśli już decydują się na zakupy, to oczekują dużego dyskonta. Po co mają wydawać pieniądze na firmę, której praktycznie nie znają, skoro mogą kupić akcje spółek już notowanych na GPW. Te podmioty także mają przecież atrakcyjne wyceny. Nad debiutantami mają ponadto jedną niezaprzeczalną przewagę. Niektóre z nich są obecne na rynku już dosyć długo. W związku z tym inwestorzy są w stanie prześledzić ich dokonania i niepowodzenia.

Ten zimny prysznic dobrze zrobi polskim firmom i uzmysłowi im, że giełda jest tylko dla wybranych. Także inwestorom pomóc może odrobina rozwagi. Nie wszystko, co jest ładnie opakowane, jest przecież zdrowe. Praktyka pokazuje, że często jest wręcz przeciwnie.

Przyznam, że marzą mi się czasy, gdy wreszcie napiszę o udanej ofercie zdrowej fundamentalnie i dojrzałej spółki, a nie o kolejnej firmie, która rezygnuje z warszawskiego parkietu lub przesuwa na bliżej nieokreśloną przyszłość giełdowe plany.