Bessa szczególnie silnie odbija się na zarobkach TFI, które proponują klientom success fee, czyli zmienną opłatę za zarządzanie, naliczaną jako procent od zysku w funduszu. Chodzi głównie o Opera TFI i Investors TFI. Jednak przez to, że towarzystwa stosują różne metody pobierania tej opłaty, Opera wyszła na bessie gorzej niż Investors.
Opera nie zarobiła i nie zarobi
Opera TFI z tytułu success fee w 2007 r. nie zarobiła prawie nic. Towarzystwo, szczególnie we flagowym funduszu Opera FIZ, którego aktywa stanowią większość zgromadzonych aktywów, opłatę faktycznie inkasuje dopiero po czterech latach trwania inwestycji. Wcześniej przy każdej wycenie certyfikatów inwestycyjnych zawiązywana jest rezerwa - jeżeli success fee należy się TFI, i odpowiednio rozwiązywana, czyli pomniejszana - jeśli fundusz nie wypracował zysku. W pozostałych funduszach Opery albo obowiązuje ten sam system, albo success fee faktycznie inkasowana jest po zakończeniu każdego roku kalendarzowego.
Jak wynika ze sprawozdań funduszy Opery, zawiązane na success fee (od początku działania TFI) rezerwy, czyli "papierowy" zysk z tego tytułu, były na koniec roku warte około 90 mln zł. Zysk netto w 2007 r. (głównie ze stałej opłaty za zarządzanie) wyniósł 11 mln zł.
Dziś rezerwy są już znacznie mniejsze. Jak wynika z naszych szacunków, warte są około 15 mln zł. - Teraz, gdy nasze fundusze tracą, rezerwy każdego miesiąca się kurczą. Każda złotówka straty odbiera nam 20 gr zysku, który naliczyliśmy za dobre wyniki funduszy np. w zeszłym roku - mówi Tomasz Korab, wiceprezes Opera TFI.