Wczoraj rząd przyjął projekt budżetu na 2009 r. Przy okazji dowiedzieliśmy się, jakie plany na przyszły rok ma Ministerstwo Skarbu Państwa. Okazało się, że chce uzyskać ze sprzedaży państwowych aktywów aż 12 mld zł brutto (dodatkowo 2,87 mld zł dochodów mają zapewnić dywidendy). To ogromny skok w porównaniu z bieżącym rokiem, w którym, przypomnijmy, przychody zaplanowano na poziomie 2,3 mld zł. Plany są więc bardzo ambitne (z takimi założeniami mieliśmy do czynienia w budżetach za rządów AWS). Pytanie tylko, czy ministrowi skarbu uda się wywiązać z tak dużych zobowiązań. O tyle zasadne, że w tym roku z prywatyzacją jest kiepsko. Na koniec sierpnia przychody ze sprzedaży aktywów wynoszą ledwie 700,5 mln zł brutto, czyli 30,5 proc. zaplanowanych. W tym tempie na koniec roku uda się uzbierać nieco ponad 1 mld zł. Na szczęście sytuacja budżetu jest na tyle dobra, że minister finansów poradziłby sobie i bez tych pieniędzy.
Trzeba przyznać, że obecna ekipa w ministerstwie skarbu nie ma łatwego życia. Poprzednicy z PiS pozostawili po sobie puste szuflady - nie udało się w nich znaleźć żadnego gotowego dużego projektu. Spółki, zanim można było myśleć o ich sprzedaży, trzeba było odpolitycznić. Potem profesjonaliści (z gabinetów politycznych) musieli je odpowiednio przygotować do prywatyzacji czy oferty publicznej (ZA Tarnów). Do tego minister musi gasić pożary, np. w stoczniach, spierać się w międzynarodowych arbitrażach. To wszystko zajmuje dużo czasu. Miejmy nadzieję, że obecna ekipa będzie mieć go więcej w przyszłym roku. I nie będzie pod presją trudnej sytuacji budżetu prywatyzować tak, jak to było za rządów AWS, bo będzie się to wszystkim odbijać czkawką przez lata.