Wczorajsza sesja rozczarowała inwestorów oczekujących kontynuacji wzrostów. WIG stracił 1 proc. i zamknął się na poziomie 40 246 pkt. Już przebieg poniedziałkowych notowań mógł niepokoić, bo prawie cały wzrost wynikał z wysokiego otwarcia. Dodatkowo zastanawiały o połowę niższe obroty od tych obserwowanych podczas przeceny kończącej ubiegły tydzień. Wczoraj wyniosły one niewiele ponad 800 mln zł dla szerokiego rynku. Takie zachowanie jest z reguły charakterystyczne dla ruchów powrotnych. Tę tezę wzmacnia fakt, że praktycznie nienaruszona została luka bessy z piątku.
Sytuacja techniczna krajowych indeksów sugeruje zatem, że tym razem euforia wynikająca z kolejnej ingerencji amerykańskiego rządu w mechanizmy rynkowe może okazać się wyjątkowo krótkotrwała.
Inwestorzy zdają sobie sprawę, że osłabienia tempa rozwoju amerykańskiej gospodarki oraz kryzysu sektora finansowego nie zakończą doraźne działania. Pokazują one raczej, jak głęboka jest skala problemów.
Opublikowane wczoraj dane o kolejnym silnym spadku liczby podpisanych umów sprzedaży domów na amerykańskim rynku nieruchomości (o 3,2 proc., prognozowano o 1 proc.) oraz o mocnym wzroście zapasów w hurtowniach, mimo że nie należą do najistotniejszych, pokazują, iż nadal nie widać cienia poprawy kondycji gospodarki USA.
Trudno też szukać impulsów do silniejszych wzrostów na krajowym parkiecie. Wyniki kwartalne spółek za pierwsze sześć miesięcy nie zachwyciły, analitycy spodziewają się dalszego ich osłabienia. Wczoraj z kolei Budimex poinformował, że oczekuje w II półroczu wzrostu sprzedaży, ale już zysk netto ma być na podobnym poziomie do obecnego.