Wczoraj złoty w relacji do euro zyskiwał chwilowo nawet 9 groszy. Poniżej 6 proc. spadła rentowność dziesięcioletnich i pięcioletnich obligacji skarbowych. Tak inwestorzy zareagowali na zapowiedź, że Polska przyjmie euro w 2011 r. Deklarację złożył sam premier Donald Tusk. Wcześniej on i inni członkowie rządu unikali podawania jakiejkolwiek konkretnej daty.
Część ekonomistów jest zdania, że reakcja rynku walutowego może oznaczać koniec trendu spadkowego złotego. Analitycy zwracają uwagę, że po wypowiedzi premiera wzrośnie zainteresowanie rządowymi obligacjami. Polska będzie bowiem postrzegana jako kraj wchodzący do europejskiej elity, ale wciąż płacący wyższą premię za ryzyko.
Nie brakuje jednak komentarzy, że premier wyszedł przed szereg. Nie jest bowiem jasne, jaki kurs wymiany złotego należy przyjąć przy wejściu do trwającego dwa lata mechanizmu ERM2, stabilizującego naszą walutę względem euro. Dodatkowo dochodzi problem prawny - czy polska konstytucja pozwala używać innej waluty niż złoty. - Wejście do ERM2 w 2009 r. jest realne - zapewniła tylko wiceminister finansów Katarzyna Zajdel-Kurowska.
Problemem będzie wysoka inflacja. Polska balansuje na granicy kryterium wyznaczonego przez UE. Członkowie RPP przyznają, że dotrzymanie terminu 2011 r. wymagać może kolejnych podwyżek stóp procentowych.
Entuzjazmu po wypowiedzi premiera nie było widać na warszawskiej giełdzie. Wszystkie główne indeksy pospadały.