W pierwszej fazie wczorajszych notowań obserwowano niewielki wzrost cen ropy naftowej, będący efektem niejednoznacznej wtorkowej decyzji kartelu OPEC. Później jednak znów górę wzięła podaż i w Londynie ropa kosztowała już tylko 98,2 USD za baryłkę.
OPEC zdecydował, że nie zmniejszy oficjalnej kwoty produkcji, wynoszącej 28,8 mln baryłek na dobę, ale jednocześnie wezwał państwa członkowskie, żeby przestrzegały tego limitu. Ostatnio był on przekraczany o kilkaset tysięcy baryłek, co może oznaczać, że ropy będzie na rynku trochę mniej. Poniekąd sprawdzają się więc spekulacje, że kartel może dążyć poprzez ograniczanie podaży do powstrzymania szybkiego spadku notowań ropy. Od rekordu z lipca - ponad 147 USD za baryłkę - ropa staniała o około jedną trzecią.
Wygląda jednak na to, że niewielu inwestorów wierzy, że OPEC ograniczy produkcję na tyle, żeby faktycznie zahamować spadek notowań. Zwłaszcza że wczorajszy raport Międzynarodowej Agencji Energetycznej potwierdza, że świat, z powodu kryzysu gospodarczego, będzie potrzebować mniej surowca. Instytucja obniżyła tegoroczną prognozę globalnego zużycia ropy o 100 tys., do 86,8 mln baryłek, a przyszłorocznego o 140 tys., do 87,6 mln baryłek na dobę.
W USA sygnałem spadającego popytu na paliwa są choćby dane za zeszły tydzień o krajowych zapasach ropy, opublikowane wczoraj przez Departament Energii. To one były głównym powodem obserwowanego w dalszej części sesji spadku cen ropy. Kosztowała ona w Nowym Jorku 101,6 USD, najmniej od pięciu miesięcy, a w Londynie po 98,2 USD za baryłkę.