- Po okresie zwiększonego kosztu kredytu związanego ze zbijaniem inflacji przy wchodzeniu do strefy euro, kredytobiorcy odetchną z ulgą, gdy wreszcie przyjmiemy unijną walutę - mówi Marta Petka z Raiffeisen Banku. Chodzi o osoby zapożyczone w polskich złotych. - Stopy procentowe w strefie euro (obecnie 4,25 proc.) są znacznie niższe niż u nas (obecnie 6 proc.), dlatego łatwiej będzie spłacać kredyt - wyjaśnia ekonomistka.
Co więcej, zadłużeni skorzystają na utrzymaniu takich samych marż kredytów, jakie mamy w Polsce obecnie. - U nas marża kredytu w złotych waha się od 0,5 do 1 proc. - mówi Paweł Majtkowski, analityk Expandera. Jak tłumaczy, wynika to z bardzo dużej konkurencji między bankami. - Na zachodzie Europy, gdzie rynek jest bardziej ustabilizowany, przeciętnie marże wynoszą 1,5 proc. - podaje Majtkowski, choć zaznacza, że każdy kraj ma swoją specyfikę. Analityk uważa, że gdy przyjmiemy euro, obecne marże zostaną utrzymane, bo dla banków zbyt skomplikowane byłoby zmienianie wszystkich umów kredytowych. - Jeśli chodzi natomiast o najpopularniejsze u nas kredyty we frankach szwajcarskich, przyjęcie nowej waluty nic nie zmieni - mówi Mateusz Szczurek, główny ekonomista Banku ING. Po prostu, kursem odniesienia zamiast złotego stanie się euro. - Chociaż w ostatnich latach stopy w Szwajcarii były trochę niższe niż w Eurolandzie, część osób może chcieć przewalutować te kredyty na euro, bo będą w tej walucie zarabiać - mówi Majtkowski.
Tymczasem rynek długu już zaczął pozytywnie reagować na zapowiedzi wcześniejszego przyjęcia euro. - Im bliżej tej daty, tym bardziej będzie się zmniejszał spread między obligacjami polskimi a niemieckimi (uważanymi za najbardziej bezpieczne w Europie), co będzie wiązało się z większym zaufaniem do polskich papierów - wyjaśnia Łukasz Wojtkowiak, ekonomista Banku Millennium. Po wejściu do strefy euro stopy procentowe będą niższe, a co za tym idzie - mniejszy będzie koszt pozyskania długu. Pytanie tylko, co rząd zrobi z wyemitowanymi wcześniej, droższymi obligacjami. - Będzie to zależało od polityki konkretnego ministra, ale pewnie wypuszczone przed przyjęciem euro droższe obligacje zostaną skupione i rząd wyemituje tańsze, z niższym oprocentowaniem - mówi Wojtkowiak. Według analityka, taki zabieg będzie dla rządu opłacalny, ponieważ koszt skupu będzie zrekompensowany tańszą obsługą długu.
Euro: deklaracje czy działania?
Środowa deklaracja Donalda Tuska o przyjęciu euro w 2011 r. wywołała sporo zamieszania, zwłaszcza że rząd do tej pory unikał w tej kwestii podawania konkretnych dat. - Zapowiedź premiera miała na celu zmobilizowanie energii, natomiast to, czy Polska wejdzie do strefy euro w końcu 2011 roku, czy na przełomie lat 2011 i 2012, jest mniej istotne - precyzował w piątek Michał Boni, szef doradców strategicznych premiera. Propozycję Donalda Tuska sceptycznie skomentował Sławomir Skrzypek, prezes NBP, a większość analityków uznała podaną datę za mało realną. - Prezydent, zanim zajmie stanowisko, chce poznać dokładne wyliczenia dotyczące kosztów gospodarczych wprowadzenia unijnej waluty - powiedział Michał Kamiński, sekretarz stanu w kancelarii Lecha Kaczyńskiego.