Trzeci dzień drożała w piątek miedź i w Londynie jej cena ponownie przekroczyła poziom 7000 USD za tonę. Analitycy nie przewidują jednak przełamania trendu spadkowego, który utrzymuje się od lipca.

Miedź, która na London Metal Exchange drożała o ponad 2 proc. i kosztowała 7090 USD za tonę, nie była w piątek wyjątkiem. Chętnie kupowano również m.in. kontrakty na dostawy ropy naftowej i złota, a wszystko przez osłabienie dolara i spekulacje na temat skutków uderzenia huraganu Ike w wybrzeże Teksasu. Ten ostatni element wpływał głównie na ceny ropy, jednakże notowania innych surowców przemysłowych są z nimi ostatnio wyraźnie skorelowane.

Dzień wcześniej notowania miedzi podbijały informacje o zawaleniu ściany w kopalni rudy miedzi Grasberg w Indonezji, co zmniejszy jej produkcję. Strona podażowa rynkowego równania jest więc dla inwestorów wciąż ważna, zwłaszcza że zapasy czerwonego metalu są niskie. Obecnie jednak ważniejsze są prawdopodobnie szacunki dotyczące popytu, bo ten może być wyjątkowo słaby w wyniku światowego spowolnienia gospodarczego. Właśnie na tej podstawie część analityków przewiduje nawet bardzo znaczące spadki cen miedzi i innych metali przemysłowych. Na przykład brytyjska firma inwestycyjna Ebullio Capital Management, która w tym roku na trafnym obstawianiu koniunktury na rynkach surowców przyniosła swoim klientom ponad 60 proc. zysku, przewiduje, że miedź stanieje w ciągu najbliż-

szych 12 miesięcy do 5000 USD za tonę. Przekłada się to na przewidywaną zniżkę aż o 29 proc.