Klienci private bankingu, którzy mniej więcej na początku 2007 r. postanowili nieco pieniędzy ze swoich wypchanych portfeli zainwestować i później cieszyć się zyskami, nie mają dziś powodów do zadowolenia. Jeśli nie wykazali się odpowiednim wyczuciem i w porę się nie wycofali, zarobić nie dała ani giełda polska, ani amerykańska. Indeks WIG20 od początku minionego roku stracił ponad 20 proc. Wzrost, jaki odnotował do połowy 2007 r., został zniesiony z dużą nawiązką. WIG20 oscyluje teraz na najniższym poziomie od połowy 2006 r. Mniej drastycznie uszczupliły się portfele tych, którzy zdecydowali się zainwestować w akcje z giełdy amerykańskiej. Indeks Dow Jones Industrial, skupiający 30 blue chips z tamtejszego parkietu, jest dziś na poziomie "jedynie" 10 proc. niższym od tego, z jakim wchodził w 2007 r.
O ile jednak zainwestowanie na początku minionego roku w akcje mogło przynieść zyski, jeśli tylko w odpowiednim momencie zostałyby one sprzedane, o tyle inwestycja w waluty zdecydowanie szansy na zarobek nie dawała. Kursy dolara i euro do złotego systematycznie szły w dół, by dopiero w połowie wakacji tego roku zacząć odrabiać straty. Wciąż jednak dolarowi brakuje blisko 20 proc., a euro ponad 10 proc., by powrócić do poziomu sprzed ponad półtora roku. Szanse na ponadprzeciętne zyski dały surowce. Był to jednak rynek dla inwestorów o mocnych nerwach. Można było sporo zarobić, ale rozpoczęcie inwestycji w nieodpowiednim czasie
mogło spowodować pokaźne straty.
Za uncję złota na początku
2007 r. płacono mniej niż 650 dolarów. W marcu 2008 roku cena przekroczyła już 1000 dolarów. Niemal tyle sięgnęła również w lipcu - jednak tylko po to, by za chwilę gwałtownie zacząć spadać. Dziś oscyluje wokół 800 dolarów.