Czy w Polsce możemy mówić o art. bankingu?
Stanisław Plakwicz: Art banking to naturalny etap rozwoju rynku - przychodzący w momencie, gdy inwestycje w nieruchomości i na rynku kapitałowym przestają przynosić ponadprzeciętne zyski. Ale tak naprawdę to u nas tego rynku nie ma. Na razie dominuje takie podejście: mam piękną, przeszkloną willę w kolorze ecru i powiesiłbym coś - i nie pada tutaj nazwisko - dużego formatu. Powinno to być dwa czterdzieści, na metr sześćdziesiąt. W Polsce jesteśmy dopiero na początku drogi do traktowania inwestycji w sztukę jako sposobu zarabiania pieniędzy.
Ale przecież działają organizacje promujące sztukź, chociażby Fundacja Galerii Foksal czy Galeria Raster.
Paweł Kubara: Ale - to pewnie zaskakujące nie tylko dla nas - od jednego z założycieli Galerii Raster dowiedzieliśmy się niedawno, że do tej pory nie skontaktował się nikt z nimi w sprawie doradzania inwestycyjnego w dzieła sztuki. A przecież jest to jeden z najważ- niejszych ośrodków promujących młodych polskich artystów!
S. P.: Źeby mówić o rynku, trzeba by znać jakiekolwiek notowania. A takich notowań po prostu nie ma. Skąd zresztą je brać. W polskiej sztuce współczesnej mieliśmy do tej pory tylko jedno duże wydarzenie - czyli w latach 80. i 90. wielką popularność zdobyła szkoła paryska, która zresztą została napompowana do gigantycznych rozmiarów transakcjami, co do których trudno stwierdzić, czy w ogóle miały miejsce. To była głównie zasługa Wojciecha Fibaka, który - dzięki własnym, wielkim nakładom finansowym - ją wypromował. I od tej pory szkoła paryska jest wyznacznikiem pewnego poziomu. Potem pojawił się jeszcze jeden epizod, czyli Beksiński i grafika. Tylko że o nim mówiono tak, jak mówi się np. o niezwykłych sukcesach zespołu Mazowsze w Brazylii. A kto na świecie o nich słyszał? No, a dzisiaj pompuje się niezwykle sukcesy Wilhelma Sasnala.