Jesteśmy dopiero na początku drogi

Ze Stanisławem Plakwiczem, Wojtkiem Ponikowskim i Pawłem Kubarą z Publishing and Design Group rozmawia Joanna Markiewicz

Aktualizacja: 26.02.2017 13:10 Publikacja: 17.09.2008 08:20

Czy w Polsce możemy mówić o art. bankingu?

Stanisław Plakwicz: Art banking to naturalny etap rozwoju rynku - przychodzący w momencie, gdy inwestycje w nieruchomości i na rynku kapitałowym przestają przynosić ponadprzeciętne zyski. Ale tak naprawdę to u nas tego rynku nie ma. Na razie dominuje takie podejście: mam piękną, przeszkloną willę w kolorze ecru i powiesiłbym coś - i nie pada tutaj nazwisko - dużego formatu. Powinno to być dwa czterdzieści, na metr sześćdziesiąt. W Polsce jesteśmy dopiero na początku drogi do traktowania inwestycji w sztukę jako sposobu zarabiania pieniędzy.

Ale przecież działają organizacje promujące sztukź, chociażby Fundacja Galerii Foksal czy Galeria Raster.

Paweł Kubara: Ale - to pewnie zaskakujące nie tylko dla nas - od jednego z założycieli Galerii Raster dowiedzieliśmy się niedawno, że do tej pory nie skontaktował się nikt z nimi w sprawie doradzania inwestycyjnego w dzieła sztuki. A przecież jest to jeden z najważ- niejszych ośrodków promujących młodych polskich artystów!

S. P.: Źeby mówić o rynku, trzeba by znać jakiekolwiek notowania. A takich notowań po prostu nie ma. Skąd zresztą je brać. W polskiej sztuce współczesnej mieliśmy do tej pory tylko jedno duże wydarzenie - czyli w latach 80. i 90. wielką popularność zdobyła szkoła paryska, która zresztą została napompowana do gigantycznych rozmiarów transakcjami, co do których trudno stwierdzić, czy w ogóle miały miejsce. To była głównie zasługa Wojciecha Fibaka, który - dzięki własnym, wielkim nakładom finansowym - ją wypromował. I od tej pory szkoła paryska jest wyznacznikiem pewnego poziomu. Potem pojawił się jeszcze jeden epizod, czyli Beksiński i grafika. Tylko że o nim mówiono tak, jak mówi się np. o niezwykłych sukcesach zespołu Mazowsze w Brazylii. A kto na świecie o nich słyszał? No, a dzisiaj pompuje się niezwykle sukcesy Wilhelma Sasnala.

Od czego w takim razie zależy wartość dzieła sztuki?

S. P.: Wartość dzieła sztuki budują dwa czynniki - czas i jego historia. Dzieło powinno nabierać wartości w czasie. I na normalnym rynku tak się inwestuje - kupuje się tanio, aby po jakimś czasie sprzedać znacznie drożej. Niestety, polski rynek sztuki jest mało przewidywalny.

A ten drugi czynnik?

P. K.: Warunkiem niezbędnym do tego, żeby praca mogła nabierać wartości, jest jej kontekst. Dzieło sztuki wymaga tła w postaci kolekcji, którą trzeba budować z rozmysłem. Wymaga to zastanowienia się, czy zbiór ma być mocny pod względem nazwisk, przesłania czy momentu w czasie, który ma uchwycić. Przykładem może być tutaj Saatchi, który wykupił swego czasu podczas targów całą ekspozycję Sasnala. Ale Saatchi oprócz tego, że jest właścicielem największej na świecie agencji reklamowej, zbiera sztukę z myślą o tym, żeby poruszyć otoczenie. W ten sposób jego kolekcja stała się synonimem pasji i intelektualnego fermentu. Wynika to z wiedzy i refleksji, bo trudno jest kolekcjonować sztukę bez zastanowienia nad współczesnością.

W Polsce mamy kilka kolekcji, w tym kolekcji prywatnych - chociażby zbiory Grażyny Kulczyk.

P. K.: Rzeczywiście, jest to chyba najlepsza w kraju kolekcja stworzona przez osobę prywatną. Widać, że stara się ona uchwycić kierunki rozwoju polskiej sztuki. Mimo że sztuka współczesna nie jest łatwa - stawia wielokrotnie trudne pytania odnośnie do współczesnej rzeczywistości. Warto podkreślić, że budowanie wartościowej kolekcji wymaga czasu i  śledzenia poczynań artystów. To czas weryfikuje wartość nabytych prac.

Tylko - nie oszukujmy się - zbudowanie mocnej kolekcji wymaga dużych nakładów finansowych i niewiele osób może sobie na to pozwolić. Załóżmy natomiast, że jestem klientem segmentu bankowości prywatnej i dysponuję aktywami rzędu 0,5 mln zł. Zgodnie z zaleceniami mojego doradcy, na inwestycję w dzieła sztuki mogę przeznaczyć do 10 proc. wartości moich aktywów, czyli 30-50 tys. zł. W kogo w takiej sytuacji powinnam inwestować? Czy lepiej kupić jedną, dość drogą pracę czy k I szukać prac różnych artystów czy skoncentrować się na jednym nazwisku?

Wojtek Ponikowski: Dysponując takimi środkami zdecydowałbym się na zakup kilku prac jednego, młodego artysty i to najlepiej należących do jednej serii. Dlaczego? Jak zawsze w inwestowaniu istotna jest dywersyfikacja, dlatego bezpieczniej jest przeznaczyć pieniądze na kilka różnych prac, niż wszystko wydać na jedno dzieło. Przy kwocie rzędu 30-40 tys. zł można już spokojnie kupić od trzech do pięciu obrazów albo fotografii. Jeżeli zdecydujemy się na zakup prac z jednej serii, to kolekcja od razu jest spójna, więc - gdy będziemy chcieli ją sprzedać - możemy liczyć na to, że nasza siła w negocjacjach cenowych będzie większa. No i jeszcze jedna

rzecz - jeśli wybieramy tylko jednego artystę, to mamy komu kibicować!

Ale jak trafnie wybrać - po pierwsze artystź, a po drugie - konkretną seriź prac?

W. P.: Z rynkiem sztuki związane jest takie samo ryzyko, jak z wszystkimi inwestycjami - możesz wyznaczać trendy i wybierać nowe obszary, ale istnieje niebezpieczeństwo, że nic nie zarobisz. Albo druga droga - "bezpiecznych wyborów", jak Kossak czy artyści szkoły paryskiej. W miarę stabilny wzrost wartości tych prac wynika z wieloletniego trendu. Ale często warto zaryzykować. Osoby, które wiele lat temu kupiły wideo Warhola, wówczas były uznawane za szaleńców, a obecnie są milionerami!

P. K.: Jeśli decydujemy się pójść tą bardziej ryzykowną ścieżką i zainwestować w młodych artystów, to warto dowiedzieć się, jak zostały ocenione ich prace dyplomowe i w jakich galeriach od tego czasu wystawiali. Nawet jeśli w Polsce nie są to nazwiska bardzo znane, to warto zobaczyć, czy zapraszani byli do centrów europejskiej sztuki - Berlina, Paryża, Londynu? Kluczowa jest tutaj rola doradcy - i nie mam tu na myśli doradcy bankowego, specjalizującego się w obsłudze zamożnych klientów, tylko eksperta z galerii czy domu aukcyjnego, który pomoże nam dokonać dobrego wyboru. Niestety, utrudnieniem jest to, że wielu młodych artystów nie współpracuje z polskimi galeriami.

Dlaczego?

P. K.: Bo na rynku działają trzy, może cztery dobre galerie. Każda z nich promuje co najwyżej osiem nazwisk. I nie jest w stanie przyjąć więcej artystów, bo stałoby się to kosztem ich efektywności. W związku z tym wiele osób - nie mogąc współpracować z dobrą galerią - nie wiąże się z żadną po to, żeby nie ograniczać sobie możliwości nawiązywania dowolnie współpracy z różnymi ośrodkami. Nawet na ważnych wystawach można spotkać artystów, szczególnie młodych, bez galerii. To jednak - przynajmniej z punktu widzenia nabywcy - ma swoją dobrą stronę: chcąc kupić pracę, można zwracać się bezpośrednio do samego artysty i w ten sposób wielokrotnie uzyskać zdecydowanie lepszą cenę.

WP: Dobrą wskazówką mogą być również konkursy i wystawy organizowane przez różne instytucje - w tym banki. Organizatorem jednej z najbardziej prestiżowych imprez tego typu - czyli konkursu "Spojrzenia" - jest Deutsche Bank. Tam nie ma "bezpiecznych wyborów", ale za to prezentowane są nazwiska, które dobrze rokują.

Czy podczas takich wydarzeń można kupić wystawiane prace?

W. P.: Z reguły tak.

Jakie publikacje warto śledzić, żeby dowiadywać siź o tym, co dzieje siź na rynku sztuki?

P. K.: Jeśli chodzi o prasę międzynarodową, to najważniejszymi tytułami są Art Flesh i Art Review. Jeśli chodzi o polskie wydawnictwa, to na pewno ważnym źródłem informacji jest FUTU Magazin, który jednak koncentruje się głównie na designie i fotografii, mniej na malarstwie. Więcej niż w prasie dzieje się w internecie, gdzie powstają m.in. blogi o sztuce. Dobry przykład: art.blox.pl.

Rynek sztuki - jako rynek dóbr jednostkowych - jest zdecydowanie mniej płynny niż, chociażby, rynek kapitałowy. Chciałabym siź dowiedzieć, ile może trwać poszukiwanie odpowiedniej pracy i ile czasu potrzeba na to, żeby ją potem sprzedać?

W. P.: Jeżeli ktoś chce kupić konkretną pracę, to takie poszukiwania mogą trwać naprawdę długo - czasem nawet kilka lat. Jeśli natomiast nastawia się raczej na zainwestowanie w dzieła konkretnego artysty, szczególnie młodego, to na ich znalezienie i kupienie powinno wystarczyć kilka tygodni, maksymalnie rok. Ze sprzedażą bywa różnie - wprawdzie praca stopniowo nabiera wartości w czasie, ale zainteresowanie nią, a przez to również jej cena, zwykle zmienia się skokowo. Nagle gwałtownie wzrasta zainteresowanie konkretnym artystą i w efekcie gwałtownie rośnie cena jego prac. Dlatego czas potrzebny na sprzedanie dzieła bywa bardzo różny.

Jakimi nazwiskami warto siź zainteresować?

P. K.: Zwróciłby uwagę na Michała Budnego, Anetę Grzeszykowską - genialną fotograf, która tworzy wspaniałą sztukę kobiecą, poruszającą się wokół pojęcia tożsamości. Poza tym na Karola Radziszewskiego i Rafała Bujanowskiego - jednego z trójki artystów, którzy tworzyli Grupę Ładnie. Wywodzi się on z pokolenia Wilhelma Sasnala i jego prace

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy