O ponad 6 proc. zdrożała w piątek miedź i kosztowała w Londynie po 7160 USD za tonę. Odbiła się po spadkach z poprzednich dni, kiedy to kosztowała najmniej od dziewięciu miesięcy. Zdaniem analityków, poprawa nastrojów w związku z planem ratowania amerykańskiego systemu finansowego przed kompletnym załamaniem wcale nie musi jednak wywołać wzrostu notowań czerwonego metalu także w nieco dłuższym terminie. Przeszkodą są rosnące zapasy.
W ostatnich tygodniach notowania miedzi i innych metali przemysłowych dołowały ze względu na rosnące obawy co do globalnego wzrostu gospodarczego. Stawały się one tym bardziej uzasadnione, im w głębszym kryzysie pogrążał się system finansowy USA.
Bo to przecież USA wciąż dyktują koniunkturę.
Na razie najgorszym dniem był czwartek, gdy ceny miedzi spadły do poziomu 6749 USD za tonę, aż o 23 proc. niższego od rekordu zanotowanego w lipcu. Nie da się jednak wykluczyć, że ceny znajdą się jeszcze niżej. Po pierwsze, przygotowany przez rząd USA plan ratowania instytucji finansowych z opresji, a także zabiegi podejmowane przez władze innych państw (choćby niedawna obniżka stóp procentowych i stopy rezerw przez bank Chin) w celu pobudzenia wzrostu gospodarczego, wcale nie gwarantują pożądanych efektów. A po drugie, co podkreślają analitycy, zapasy miedzi ciągle rosną, co z pewnością mocno ograniczy zasięg potencjalnej zwyżki. Zapasy monitorowane przez Londyńską Giełdę Metali podskoczyły do 209,8 tys. ton, poziomu najwyższego od 19 miesięcy i jednocześnie dwa razy wyższego niż jeszcze w maju.