Warranty – gorzkie refleksje inwestora

We współczesnym świecie trudno jest sprzedać produkt bez kampanii reklamowej czy informacyjnej. Samo pojawienie się produktu to za mało, by klienci się nim zainteresowali, a jeśli produkt nie jest najlepszy, to nie ma o czym mówić. Dotyczy to również produktów finansowych.

Aktualizacja: 23.02.2017 14:46 Publikacja: 27.08.2011 01:37

Warranty – gorzkie refleksje inwestora

Foto: GG Parkiet

W „Parkiecie" z 23.08 ukazał się materiał pt. „Warranty na razie mało popularne", który próbuje podsumować pierwsze tygodnie ich istnienia na GPW. Ale często jest tak, że instrument finansowy, zanim zdobędzie popularność, potrzebuje czasu. Nasze najważniejsze kontrakty – na WIG20 – również nie wystartowały w roku 1998 z wysokiego poziomu. Potrzeba było około dwóch lat, żeby zainteresowała się nimi szeroka publiczność (w tym instytucje finansowe).

Niestety w materiale zabrakło próby analizy tego, czy oferta jest dobra czy może wypadałoby coś w niej poprawić. A jest co poprawiać, bo mówiąc bardzo delikatnie, w aktualnej formule to produkt mocno niedopracowany.

Pomijając inne – bardziej fundamentalne – motywy nabywania instrumentów typu warrant na akcje, produkt ten jest niezły dla agresywnych spekulantów w czasach wysokiej zmienności. Duże zmiany cen instrumentów bazowych powodują jeszcze większe zmiany w wycenie warrantu (który jest specyficzną opcją), co powoduje, że instrument może znaleźć chętnych wśród szukających wysokich stóp zwrotu. Zwłaszcza jeśli animator pokazuje oferty w każdym momencie – czyli mamy możliwość zajęcia i wyjścia z pozycji. Rzecz dla każdego agresywnego gracza niezbędna. Z tego punktu widzenia pojawienie się warrantów przed ostatnim krachem mogło być naprawdę niezłym impulsem do pokazania zalet tego instrumentu i rozkręcenia tego segmentu.

Niestety – wiele słabości.

Po pierwsze – w czasie największych ruchów animator wycofywał swoje oferty, i to na dość długo, w trakcie sesji, co powodowało, że jego obecność, a tym samym możliwość bezproblemowego wyjścia i wejścia na rynek, była iluzoryczna. To pierwszy sygnał, żeby przemyśleć agresywne, szybkie strategie.

Po drugie – niesymetryczność oferty. Warrantów typu put, czyli pozwalających grać na spadek „cen", jest pięciokrotnie mniej niż „call". No, ale może to tylko moja fanaberia – lubię działać w czasie krachów.

Po trzecie – i tu przechodzę do kwestii, które są o tyle bolesne, że wykazują nie tylko słabość oferty, ale też, delikatnie mówiąc, nieprzemyślane decyzje przy jej skonstruowaniu. Warranty są rodzajem opcji – czyli mają tendencję do zmian o kilkadziesiąt, a nawet więcej procent w razie silnej zmienności na rynku bazowym. Widać to choćby po zmianach cen opcji na indeks WIG20 podczas ostatniego krachu. Nie jest niczym zaskakującym, że gdy rynek zmienia się o kilkanaście procent, to ceny opcji mogą rosnąć nawet o ponad 100 procent. To jasne. A jednak z niezrozumiałych powodów GPW wprowadziła limit ograniczający zmiany ceny warrantów do 100 proc. Co więcej, nie dotyczy to zmiany z sesji na sesję, tylko... ale o tym za chwilę.

Skąd to ograniczenie, jeśli?opcje go nie mają? I dlaczego 100 proc., a nie 44 (ładna liczba) albo 66, 150 czy 200?proc.?

Jak bardzo to ograniczenie jest absurdalne, pokazują oferty wystawiane przez animatora – który, jak można przypuszczać, potrafi policzyć wartość teoretyczną warrantu. Często są to oferty poza dopuszczalnymi 100-procentowymi widełkami. Czyli jest oferta, ale próba odpowiedzi na nią prowadzi do „zawieszenia" rynku i jej równoważenia. Ponieważ na GPW czas równoważenia jest nieokreślony (leży w gestii przewodniczącego sesji, który „może", ale nie musi rozszerzyć owo ograniczenie wahań), trudno, by spekulant zainteresował się ofertą poważnie.

Kłopot z kursem odniesienia

No i ostatni już absurd – wyznaczanie kursu odniesienia. Kursem odniesienia (do wycen oraz do wyznaczania wielkości wyżej opisanych widełek) jest kurs ostatniej transakcji. Prowadzi to do sytuacji, jakich osobiście doświadczyłem – jednego dnia kupiłem warranty poniżej 50 groszy, po tygodniu (gdy instrument bazowy gwałtownie spadł) animator podał swe oferty na poziomach ponad 1 złoty, ale... nie doszło do transakcji, bo zmiana była poza dopuszczalnym ograniczeniem wahań. A kursem odniesienia do owego ograniczenia jest... moja transakcja sprzed niemal tygodnia. Wychodzi zatem na to, że powinienem codziennie handlować 1 warrantem, żeby samemu sobie ustalać kurs odniesienia.

W wypadku innych instrumentów sprawę załatwiono albo wycenami teoretycznymi (jeśli chodzi o opcje), albo kursem szacunkowym opartym na ofertach (akcje, kontrakty). Czemu przy warrantach zapomniano o tym, jaki to rodzaj instrumentu? Podsumowując – instrument jest ciekawy, lecz wymaga kilku?drobnych poprawek. Po tych poprawkach warto ruszyć z kampanią informacyjną i... liczyć na to, że uczestnicy rynku to docenią.

Działają jak opcje, ale nie można ich wystawiać

Warranty to instrumenty finansowe, przypominające od dawna notowane na GPW opcje. Ich ceny zależą od kursów instrumentów bazowych, czyli akcji i indeksów. Istnieją warranty kupna i sprzedaży (podobnie jak opcje kupna i sprzedaży). Te pierwsze umożliwiają obstawianie zwyżki notowań. W dniu rozliczenia warrantu zyskiem inwestora jest różnica między aktualną ceną instrumentu bazowego a ustaloną na samym początku ceną wykonania (ang. strike price). Kiedy ta różnica jest ujemna, inwestor nie traci nic, poza ceną, jaką zapłacił, kupując warrant (ryzyko jest więc ograniczone w porównaniu np. z kontraktami terminowymi). Z kolei warranty sprzedaży według takiej samej zasady umożliwiają obstawianie spadku notowań. To szczególnie przydatna cecha w dobie zmiennej koniunktury giełdowej.

Co zatem odróżnia warranty od opcji, które mają wszystkie opisane wyżej cechy? Zasadnicza różnica jest taka, że podczas gdy opcja powstaje w momencie zawarcia transakcji między dwoma inwestorami (jeden z nich kupuje opcję, drugi ją wystawia), warranty są – podobnie jak akcje – emitowane (obecnie emitentem na GPW jest Raiffeisen Centrobank AG). Oznacza to, że można je jedynie kupować, ale nie wystawiać. T.H.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy