– Kredyty są lepszym źródłem finansowania, jeśli firma chce rozłożyć pozyskiwanie funduszy na ściśle określone etapy dostosowane do potrzeb (płatności) w przyszłości, które można z dużą precyzją określić już w chwili podpisywania umowy – mówi Michał Szymański, partner zarządzający w Money Makers. – Obligacje też mogą być sprzedawane w transzach, jednakże możliwości pozyskiwania kapitału w ten sposób w większym stopniu zależą od zawirowań rynkowych. Z kolei, jeśli już się pozyska kapitał, to obligacje są nieco mniej ryzykowne dla emitenta – dodaje. Jak podkreśla, w przypadku kredytów zdarzają się wypowiedzenia umów przez banki, co stanowi duży problem dla spółek. – Oznacza to nagłą konieczność ich spłaty. Jeśli chodzi o obligacje, to przymusowa, przedwczesna spłata zdarza się bardzo rzadko. Ponadto dla konkretnych projektów często łatwiej jest pozyskać finansowanie z obligacji niż z kredytu – wyjaśnia Szymański.
Mimo że w przypadku wielu firm oprocentowanie obligacji przewyższa koszt ewentualnego kredytu, specjaliści znajdują uzasadnienie, dlaczego spółki decydują się na emisję papierów dłużnych. Dla wielu spółek jest to po prostu bardziej dostępne źródło finansowania.
– Umowa kredytu zazwyczaj w jakimś stopniu wiąże ręce kredytobiorcy, banki pozostawiają sobie bowiem furtkę pozwalającą wypowiedzieć kredyt, jeśli sytuacja klienta w ocenie banku się pogorszy. Podobne zapisy występują też czasem w warunkach emisji obligacji, ale są zazwyczaj łagodniejsze – tłumaczy Witold Garstka, zarządzający funduszami dłużnymi Arka.
– Są też emitenci, szczególnie wśród małych i bardzo małych spółek, którym banki po prostu odmówiły udzielenia kredytu lub zaproponowały „zaporowe" warunki. Takie emisje można poznać po bardzo atrakcyjnym oprocentowaniu, sięgającym kilkunastu procent. Wiążą się one jednak z wysokim ryzykiem dla kupującego – tłumaczy Garstka.
Obecnie na rynku Catalyst najwyżej oprocentowanymi papierami są obligacje firmy Orzeł, notowanej na NewConnect. Ich kupon wynosi 15 proc. w skali roku.