Alternatywą dla klasycznych funduszy mieszanych – zrównoważonych i stabilnego wzrostu – mogą być fundusze aktywnej alokacji. Ich strategia inwestycyjna dopuszcza nawet stuprocentowe zaangażowanie w jedną tylko klasę aktywów – akcje lub obligacje. Teoretycznie więc podczas hossy powinny zarabiać tyle, ile fundusze akcji, podczas bessy – jak fundusze papierów dłużnych.
Najlepsze wyniki w ciągu ostatnich 12 miesięcy osiągnął Allianz Aktywnej Alokacji. Jego uczestnicy zarobili 2,3 proc. Wypracowanie w tym czasie dodatnich wyników nie udało się żadnemu funduszowi zrównoważonemu czy stabilnego wzrostu. Fundusz może inwestować 0–80 proc. w akcje, przy czym faktyczny poziom zaangażowania w papiery udziałowe bardzo często się zmienia. – Skala aktywności zarządzającego zależy od sytuacji, w szczególności od zmienności na rynku. W ostatnich miesiącach zaangażowanie w poszczególne klasy aktywów zmienia się niemal codziennie. Ostatnio kilkakrotnie osiągało wartości zbliżone do granicznych – wyjaśnia Marek Mikuć, wiceprezes i dyrektor inwestycyjny TFI Allianz.
Czym się różni zarządzanie częścią akcyjną portfela takiego funduszu od zarządzania funduszem akcji? – Zarządzający w dużo większym stopniu niż w funduszu akcji skupia się na alokacji, a mniej na selekcji – odpowiada Mikuć.
Alokacja musi być naprawdę aktywna
Wygląda na to, że strategia polegająca na aktywnej alokacji mogłaby teoretycznie z powodzeniem zastąpić w nadchodzących niepewnych miesiącach bardziej konserwatywne strategie inwestycyjne. – Aktywna alokacja jest odpowiedzią na oczekiwania klientów i sytuację rynkową. Klęska strategii „kup i trzymaj" jest aż nadto widoczna w ostatnich latach – uważa wiceprezes.
– Naszym zdaniem taktyka aktywnej alokacji dzięki czynnej zmianie składników portfela w zależności od bieżącej koniunktury będzie się cieszyła popularnością – zgadza się Peter Bodis, dyrektor inwestycyjny i wiceprezes Pioneer Pekao Investment Management.