KNF: Kredyty tylko do 80 proc. wartości nieruchomości

Z Wojciechem Kwaśniakiem, zastępcą przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego, rozmawia Łukasz Wilkowicz

Aktualizacja: 17.02.2017 06:32 Publikacja: 13.02.2012 03:00

KNF: Kredyty tylko do 80 proc. wartości nieruchomości

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys Seweryn Sołtys

W ubiegłym roku Komisja Nadzoru Finansowego sformułowała ogólne warunki pozwalające na wypłatę dywidendy przez banki. W lutym miała przekazywać zalecenia poszczególnym instytucjom. Czy trafiły one już do banków?

Te zalecenia będziemy formułować na podstawie zarówno ubiegłorocznych wyników, jak i planów finansowych banków na 2012 r. Sprawozdania za 2011 r. otrzymywaliśmy pod koniec stycznia, teraz one są poprawiane. Zalecenia dla poszczególnych banków w sprawie dywidendy będziemy przekazywać w drugiej połowie lutego oraz w marcu.

Jaka część sektora otrzyma zgodę nadzoru na podzielenie się zyskami z akcjonariuszami, np. biorąc pod uwagę udział w aktywach?

Przed określeniem warunków wypłaty dywidendy oczywiście przeprowadziliśmy pewną symulację, ale nie z takiej perspektywy. Zdajemy sobie sprawę, że liczba banków, które będą mogły wypłacić dywidendę, jest ograniczona. Są jednak przykłady, że będzie to możliwe. Nie szukając daleko – w kondycji, która umożliwi wypłatę dywidendy są największe na naszym rynku banki: PKO BP i Pekao. Pierwszy spełnia w zasadzie wszystkie wymogi. W przypadku drugiego jedynym ograniczeniem był niedobór kapitału dominującego akcjonariusza – UniCredit. Ale widzimy, że UniCredit już przeprowadził dokapitalizowanie w oparciu o nowo pozyskany kapitał.

Wyobraźmy sobie sytuację, że wbrew opinii nadzoru zarząd jakiegoś banku rekomenduje wypłatę dywidendy. Albo że taką uchwałę przegłosowuje inwestor strategiczny z zagranicy. Wielu z nich jest przecież „w potrzebie". Co wtedy?

Nie biorę tego pod uwagę jako realnej możliwości. Przede wszystkim zwracam uwagę, że kryteria, jakie określiliśmy w sprawie wypłaty dywidendy, są takie same dla wszystkich, niezależnie od tego, czy bank ma właścicieli krajowych czy zagranicznych. I te kryteria będą tak samo egzekwowane przez nadzór.

Jeśli chodzi o inwestorów zagranicznych, to trzeba podkreślić, że pozostawienie zysku w polskiej spółce zależnej jest dla nich korzystniejsze niż wypłata dywidendy. Udział w zysku mieliby tylko taki, jaki jest ich udział w akcjonariacie. Natomiast kapitały polskiego banku powiększone o ubiegłoroczny zysk mogą w całości zaliczyć do swoich funduszy, a dodatkowo większa rynkowa wartość stabilnej polskiej spółki zwiększa wartość całej grupy.

Prezes BRE Banku Cezary Stypułkowski mówił niedawno, że chociaż jego instytucja miała w ub.r. rekordowe zyski, i co do zasady jest on zwolennikiem wypłacania dywidendy, to równocześnie ma respekt wobec nadzoru. I ubiegłoroczny zysk pozostanie w BRE.

Ja też mogę powiedzieć, że jestem za tym, żeby polskie banki, w szczególności giełdowe, miały jak największe zyski i wypłacały jak największe dywidendy. Ale celem nadzoru jest dbanie o to, by banki były skapitalizowane w taki sposób, by były w stanie pokryć ryzyko, jakie wiąże się z ich działalnością, nie tylko w ujęciu krótkoterminowym, ale również i w dłuższej perspektywie mając na uwadze ich profil biznesowy oraz poziom ryzyka rynkowego.

Odnosząc się do przykładu, jaki pan wymienił, mowa o banku, który ma duży udział kredytów dla klientów indywidualnych, denominowanych w walutach obcych. W takich przypadkach jeśli zagraniczni akcjonariusze zdecydowaliby się na przejęcie części portfela walutowego i związanych z nim ryzyk od polskiego banku, to nie miałbym nic przeciwko wypłacie dywidendy. Ale oczywiście inwestorzy nie będą skłonni w obecnej sytuacji przejmować portfeli, pomimo że powstały one w wyniku ich świadomej polityki biznesowej. Myślę, że banki, które mają duży udział kredytów walutowych, będą jeszcze długo płacić realną cenę za swoją ryzykowną strategię opartą na krótkoterminowych celach.

Nie będą mogły wypłacać dywidendy również w kolejnych latach?

Co do naszych rekomendacji w kolejnych latach – zobaczymy, w jakiej sytuacji będzie cały sektor i poszczególne banki. Myślę raczej o kosztach wypełnienia nowych norm płynnościowych, jakie narzuca Bazylea III. Jeśli chodzi o normy kapitałowe, to jak wynika z analiz, polskie banki nie będą miały większych kłopotów z ich wypełnieniem. Kluczowy będzie natomiast koszt dostępu do płynności, szczególnie długoterminowej.

Jakie są plany banków na 2012 r.?

Banki pozostają dość optymistyczne. Należy zaznaczyć, że na razie znamy pierwszą, wstępną wersję ich planów finansowych, opracowywaną najczęściej jesienią ubiegłego roku. W związku z kryzysem w strefie euro i faktem, że duża część krajowych banków ma międzynarodowych inwestorów, te plany są nadal weryfikowane, a nadzór monitoruje kierunki dokonywanych zmian. Banki spodziewają się, że w tym roku będą się rozwijać głównie w obszarze korporacyjnym. To korzystne, bo przedsiębiorstwa pozostają w dobrej kondycji. Widać też wzrost popytu na kredyty inwestycyjne, operacyjne.

Jeśli chodzi o prognozy wzrostu PKB w 2012 r. jestem skłonny wierzyć raczej NBP, który mówi, że może to być 3,1 proc., niż Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu, którego prognoza to 2,5 proc. W warunkach ponad 3-proc. wzrostu za realistyczne uważam plany wzrostu skali działania i poprawy wyników banków.

Jakie są perspektywy rynku kredytów hipotecznych?

Jeśli chodzi o kredyty na nieruchomości, to uważam, że banki „doszły do ściany" pod względem możliwości finansowania w oparciu o dotychczasowy model biznesowy. To ograniczenie będzie oczywiście miało wpływ na dynamikę rynku. Do tego dochodzą działania nadzoru w celu ograniczenia udziału kredytów walutowych. Naszym celem – i mówimy to od pewnego czasu – jest, by kredyty walutowe były produktem niszowym. Nie wyobrażam sobie, by jako niszowe produkty banki mogły utrzymać 10-, czy tym bardziej 20-proc. udział w sprzedaży, jak to było w niektórych bankach przez dużą część ubiegłego roku. W przypadku kredytów mieszkaniowych złotowych wpływ na rynek będzie miało wygaszanie programu Rodzina na swoim.

W ubiegłym roku nadzór wprowadził rekomendację SII, dotyczącą określania zdolności kredytowej klientów przez banki. Jak KNF ocenia jej efekty?

Na taką ocenę jest jeszcze za wcześnie. Ale kompleksowa analiza zostanie przeprowadzona. Jako nadzór zwróciliśmy się natomiast do banków z kompleksową ankietą dotyczącą kredytów hipotecznych. Chcemy, żeby nowy portfel powstawał według najlepszych standardów. By nie było tak, że banki pomimo nabytych doświadczeń będą powtarzać błędy w swojej polityce z przeszłości, i to przy akceptacji nadzoru. Popatrzmy na to, co działo się przez ostatnie półtora roku: nie tylko nie udało się wyeliminować kredytów walutowych, w tym w bankach, które i tak mają ich duży udział, ale też cały czas rósł wskaźnik LTV – wielkości kredytu do wartości zabezpieczenia. Taki stan nie będzie akceptowany w bieżącym roku.

Po tej analizie, o której Pan mówił, nadzór może zdecydować się na kolejne kroki: zalecenia, rekomendacje? Czy zostanie określony np. maksymalny poziom LTV?

Preferowaną zasadą jest indywidualne oddziaływanie nadzorcze na banki. W wielu krajach zasadą jest, że w przypadku kredytów dla klientów detalicznych maksymalny poziom LTV wynosi 80 proc. Dla kredytów korporacyjnych wymogi są jeszcze ostrzejsze. Nie ma powodu, by podobnie nie było także u nas. Tym bardziej, że bilanse banków już są mocno obciążone kredytami na finansowanie nieruchomości.

Chcemy dodatkowo zająć się ubezpieczeniami dołączanymi do kredytów hipotecznych, ale i innych produktów bankowych. Zależy nam na tym, by klient, który decyduje się na taką polisę, wiedział za co płaci, czyli w jakich przypadkach jest chroniony i na czym polega ta ochrona. Chcemy także, by klient miał wiedzę na temat praw i obowiązków zarówno banku, jak i zakładu ubezpieczeń. Odpowiednia rekomendacja, po konsultacjach z bankami i ubezpieczycielami, powinna pojawić się do końca tego roku.

Pojawią się także zalecenia dotyczące odpowiednio długiego finansowania portfeli hipotecznych?

Ten obowiązek wynika wprost ze standardów Bazylei III. Dlatego zależy nam nie tylko na tym, by te kredyty były bezpieczne dla banków i dla klientów, ale także by były finansowane nie krótkoterminowymi depozytami, ale pasywami o możliwie długim terminie zapadalności. Z uwagi na skalę problemu dla sektora bankowego musi on przygotować się już teraz.

Niedawno mówił Pan o pracach nad zwiększeniem skali długoterminowego finansowania.

Zorganizowaliśmy spotkanie z uczestnikami rynku w sprawie podjęcia działań w tym celu. Myślę, że one wkrótce nabiorą rumieńców, jako że wszyscy uczestnicy spotkania są żywotnie zainteresowani zmianą dotychczasowego stanu, w którym w Polsce praktycznie nie jest wykorzystywany rynek instrumentów dłużnych.

O jakich działaniach mowa?

Chodzi przede wszystkim o pewne modyfikacje w już istniejących przepisach. Nie o fundamentalne zmiany, ale o usunięcie pewnych barier, które przeszkadzają w pozyskiwaniu długoterminowych pasywów przez banki, a jednocześnie nie dają innym uczestnikom rynku finansowego możliwości inwestowania w instrumenty o różnych klasach ryzyka związane z działalnością banków.

Na przykład?

Racjonalne uelastycznienie standardów działania dla banków hipotecznych jako emitentów listów zastawnych, których działalność jest u nas bardzo mocno uregulowana. Również ułatwienia w transferze portfeli kredytowych, w tym zlikwidowanie niekorzystnych rozwiązań podatkowych przy tym transferze, a także zaktywizowanie banków do praktycznego wykorzystania możliwości emisji własnych obligacji banków denominowanych w euro czy frankach szwajcarskich i notowania ich na rynku regulowanym. Ważne jest również wykorzystanie instrumentów sekurytyzacji przez subpartycypację.

W ten sposób banki zyskają możliwość refinansowania istniejących portfeli kredytów mieszkaniowych?

Nie sądzę, aby było to łatwy proces. Celem jest danie możliwości pozyskiwania finansowania pod nowe kredyty udzielane według nowych standardów. Nie brakuje przecież inwestorów zainteresowanych papierami banków. Z punktu widzenia wielu z nich znaczenie ma to, by był to odpowiednio transparentny i płynny rynek. Papiery te powinny trafiać również do inwestorów zagranicznych, którzy w ten sposób mogliby finansować działalność kredytową krajowych banków. W obecnych warunkach proces budowy zaufania do takich papierów nie będzie ani łatwy ani krótki.

Trzeba pamiętać, że z takimi emisjami będzie się wiązał wymóg posiadania ratingu. Zobaczymy, jak zostaną ocenione banki, które chociaż deklarowały się jako uniwersalne, to faktycznie prowadziły działalność taką, jak banki specjalistyczne – mimo innych standardów kredytowych, do tego finansując ją krótkoterminowymi pasywami, z depozytów lub z holdingów, których są częścią.

Rozmawialiśmy o finansowaniu banków. Czy sądzi Pan, że w najbliższym czasie może ulec zmianie sytuacja, w której na rynku międzybankowym panuje tak duża nieufność, że praktycznie nie ma transakcji na terminy dłuższe niż kilka dni?

Rozumiem, że o takim braku zaufania można było mówić tuż po wybuchu kryzysu finansowego, trzy lata temu. Dziś jednak – przynajmniej w Polsce – nie powinno być o tym mowy. Nie tylko nasza gospodarka radzi sobie zdecydowanie lepiej niż wiele innych w Europie. Także sektor bankowy ma dobre wyniki i jest bezpieczny. O jakim braku zaufania można więc mówić? Chcemy to zaufanie dodatkowo zwiększyć przez ograniczenie swobody banków w wypłacie dywidendy.

Dodatkowo napisaliśmy do banków dwa pisma w sprawie sytuacji na rynku międzybankowym, zarówno krajowym, jaki i międzynarodowym. Poprosiliśmy o wyjaśnienia, w jaki sposób są określane limity na transakcje z innymi podmiotami na rynku międzybankowym. Dokonamy analizy zjawiska mając na uwadze ocenę istniejących w bankach systemów zarządzania.

Po wybuchu kryzysu właściciele zalecili ograniczenie tych limitów i potem nie wróciły one do przedkryzysowego poziomu.

Zarządzanie ryzykiem, jak i zarządzanie bankami pozostaje w gestii banków krajowych i podlega ocenie krajowego nadzoru. Będziemy zatem wymagali systematycznych informacji na temat wielkości tych limitów i ich wykorzystania. Zamierzamy spotykać się przede wszystkim z tymi bankami, które lokują swoje nadwyżki w bonach pieniężnych NBP. Wartość tych lokat to ok. 90 mld zł.

Nie obawia się Pan, że będą limity „oficjalne" – dla nadzoru i „rzeczywiste" – na potrzeby działalności banków?

Nie ma mowy, żeby tak było. Gdyby doszło do takiej sytuacji, mielibyśmy do czynienia z brakiem profesjonalizmu na rynku regulowanym. Dla poszczególnych banków i całego rynku byłoby lepiej, im szybciej nieprofesjonalne osoby zostałyby odsunięte od prowadzenia działalności bankowej. Odbudowa zaufania na rynku dotyczy w szczególności wzajemnych relacji pomiędzy samymi bankami, a polskie banki posiadają stabilność mogącą służyć owemu zaufaniu.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego