W tej sytuacji nie jest przesądzone, że spółki w ogóle będą kupować paliwo na aukcjach. PGNiG chce co roku wystawiać na nich 9,4 mld m sześc. gazu (ok. 70 proc. sprzedawanego w roku). – Nasze zakłady muszą mieć zabezpieczone stałe dostawy gazu, a więc jego zakup na aukcjach oczywiście jest brany pod uwagę, ale w przypadku gdy nie będzie innych możliwości gwarantujących pełne zabezpieczenie produkcji – mówi Hanna Węglewska, rzecznik prasowy grupy Azotów Tarnów.
Zdaniem Grzegorza Kulika, kierownika działu komunikacji korporacyjnej Zakładów Azotowych Puławy, choć zapowiedź liberalizacji rynku jest dobrą wiadomością, to jednak wiele będzie zależało od szczegółowych rozwiązań. – Istotne jest: jaki wolumen gazu będzie oferowany na aukcjach przez PGNiG, jakie będzie pochodzenie paliwa, czy dostępne będzie od jednego, czy wielu dostawców, czy pod oferowane wolumeny będą również dostępne moce przesyłowe – przekonuje Kulik.
Już wiadomo, że spółki nawozowe będą swoje uwagi zgłaszać do Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego, a ta występować ma w imieniu całego środowiska. – Obawiamy się, że cena gazu na pierwszej aukcji będzie wyższa o 10–20 proc. od taryfy URE. Plusem nowego rozwiązania jest możliwość odsprzedania surowca, niewykorzystanego choćby z powodu przestojów. Do tej pory nie było takiej możliwości – ocenia Jerzy Majchrzak, dyrektor PIPC.
Zdaniem Kamila Kliszcza, analityka DI BRE Banku, zakłady chemiczne nie powinny wiązać z aukcjami dużych nadziei. – Nawet jeśli na aukcjach pojawi się jakieś dyskonto w stosunku do taryfy, to i tak nie będzie ono znaczące, bo nie byłoby to w interesie PGNiG – przekonuje.
Korzyści na liberalizacji rynku gazu może osiągnąć Towarowa Giełda Energii, należąca do GPW. PGNiG przewiduje, że obrót surowcem na TGE będzie odbywał się poprzez forwardy,?czyli kontrakty terminowe, które uprawniają do nabycia w przyszłości określonego wolumenu gazu. W przeciwieństwie do kontraktów futures rozliczenie następuje w formie fizycznej dostawy towaru, a nie rozliczeń pieniężnych.