Kierowcy powinni porzucić nadzieję, że to koniec podwyżek. – Ubezpieczenia dla klienta korporacyjnego drożeją w bardzo szybkim tempie. Dla bardziej szkodowych flot ceny potrafią w ciągu roku pójść w górę nawet o kilkaset procent. Jako że OC komunikacyjne jest obowiązkowe, przedsiębiorcy nie mają wyjścia i muszą płacić czasem zaporowe stawki – zauważa Jacek Lisowski z Katedry Ubezpieczeń Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu.
Wolniejszy trend podwyżek, ale trwający sukcesywnie od kilku kwartałów, obserwują też klienci indywidualni. – Ceny w Polsce w relacji do ryzyka są o około 20–30 proc. za niskie. Systematyczne ich podnoszenie jest kierunkiem nieodwracalnym, a dodatkowe działania regulatora czy innych instytucji tylko przyspieszają podwyżki – mówił Andrzej Jarczyk, szef grupy Uniqa. Zgadzają się z nim inni rynkowi gracze.
– Jeżeli zostaną wprowadzone zmiany prawne, obciążające finanse zakładów ubezpieczeń, jak np. nakaz naprawy pojazdów w oparciu o oryginalne części zamienne niezależnie od wieku czy stanu technicznego auta, ceny ubezpieczeń OC mogą znacząco wzrosnąć w drugiej połowie roku – mówi Katarzyna Grześkowiak, dyrektor ds. produktów komunikacyjnych PZU. Zdaniem największego rynkowego gracza w następnych kwartałach podwyżki mogą sięgnąć 5 proc.
Pewnym pocieszeniem są znacznie wolniej rosnące ceny ubezpieczeń casco. Dla klientów indywidualnych wzrosły średnio tylko 2,5 proc., a dla flot nawet o 1 proc. spadły.
– Najczęściej AC kupujemy dla aut maksymalnie ośmioletnich, bo do tego obligują nas banki przy kredycie czy firmy leasingowe. Jednak przeciętny Kowalski jeździ samochodem 8–12-letnim. Żeby o niego zawalczyć, firmy obniżają cenę ubezpieczenia, tworząc produkty o wąskim zakresie ochrony, np. ubezpieczając tylko od ryzyka kradzieży – mówi Katarzyna Siwiec, menedżer ds. ubezpieczeń w porównywarce ipolisa.pl.