Wpłynęłoby to na sztuczne ograniczenie liczby mogących prowadzić działalność biur podróży.
– Typowe dla gwarancji jest, że oprócz składki ma ona zabezpieczenie np. na mieniu danego operatora. Znaczy to, że zastawia on np. swoje nieruchomości, a w przypadku mniejszych biur majątek właścicieli. Podniesienie gwarancji wymagałoby zwiększenia zabezpieczenia, a tego firmy zwyczajnie mogą więcej nie mieć – mówi Marcin Łuczyński, członek zarządu Polskiej Izby Ubezpieczeń.
Alternatywą dla funduszu gwarancyjnego jest stworzenie samoregulacji ustalonych przez samą branżę turystyczną.
– Podobne rozwiązanie zastosowały swego czasu firmy deweloperskie. Przestrzeganie zasad kodeksu dobrych praktyk, a co za tym idzie, członkostwo w zrzeszeniu kontrolującym kondycję finansową swych członków, znacznie zwiększa wiarygodność w oczach klientów – mówi Marcin Łuczyński.
Wyniki biur podróży są mocno sezonowe, co sprawia, że firma, która była w dobrej kondycji rok temu, może mieć problemy, włącznie z ogłoszeniem upadłości, w następnym sezonie. Największe ryzyko dotyczy biur czarterowych – rezerwację miejsc w samolotach planują one na długo przed rozpoczęciem wakacji, a przeloty stanowią nawet połowę kosztów.